Misja specjalna

tvp_tnOd niepamiętnych czasów na Telewizji Publicznej wiesza się psy za komercjalizację programu, schlebianie niewybrednym gustom oraz brak realizacji tak zwanej misji. Misji, czyli zadania odchamiania społeczeństwa: uwrażliwienia serc na nowe, subtelne emocje i mobilizacji umysłów do wyprawy na niezbadane jeszcze terytoria intelektualnej przygody.

Tymczasem TVP misję nie tylko realizuje, ale także finezyjnie wykorzystuje w tym celu zdobycze marketingu i współczesnej psychologii.

Oczywiście ignoranci tego nie zauważają. Ignoranci podnoszą larum, że miast myśleć o wzniosłym celu krzewienia kultury wysokiej, władze TVP skupiają się na maksymalizacji przychodów z reklam. A złaknionym duchowych przeżyć widzom serwują niewymagającą medialną papkę.

Albo miazgę, bo właśnie to słowo lepiej pasuje do filmowych dokonań Jeana Claude’a van Damme niż kojarząca się z żywieniem niemowląt „papka”.

Żeby nie było, że zmyślam - skan programu telewizyjnego na 4.12.2010

Żeby nie było, że zmyślam - skan programu telewizyjnego na 4.12.2010

Czemu van Damme’a? Ano temu, że sobotni wieczór jakiś tydzień temu telewizja publiczna postanowiła nam umilić małym przeglądem filmów z tym właśnie… no ten-tego… aktorem. Jedynka wyemitowała „Nieuchwytny cel”, Dwójka – żeby nie być gorszą – walnęła klasykiem: „Kickbokserem”. I to niemal dokładnie o tej samej godzinie. Rozrywka na całego: po jednym Żanklodzie na kanał.

Nieuważny obserwator powiedziałby, że to triumf fatalnego gustu, kina klasy D,  pokłon oddany niewymagającym masom telewidzów. Przyjrzyjmy się jednak wnikliwie sytuacji, w której TVP stawia miłośnika talentów JCVD. Otóż jest to sytuacja nie do pozazdroszczenia: obejrzy „Kickboksera”, przepadnie mu „Nieuchwytny cel”. Obejrzy „Nieuchwytny cel” – ominie go orgia krwi rozlewanej na kopanych zawodach w „Kickbokserze”. Co tu wybrać?!

Właśnie!

Zapewne pamiętacie wierszyk Aleksandra Fredry „Osiołkowi w żłoby dano”. Finał był niewesoły, prawda? Oczywiście dylemat przeciętnego miłośnika talentów JCVD trwał zaledwie około godziny, co rzecz jasna jest zbyt krótkim czasem, aby umrzeć śmiercią głodową, lub chociażby z odwodnienia. Godzina jest jednak czasem wystarczającym na to, aby znaleźć odpowiedź na pytanie postawione przez innego poetę – Grabaża. Pytanie jest w sytuacji wyboru pomiędzy dwoma filmami z Jeanem Claude’m retoryczne i brzmi: Kto z tego napięcia pierdolnie ze szczęścia?

Tak, tak, drodzy państwo. Co cwańsi specjaliści od marketingu wiedzą, że wybór wcale nie jest dobry. Wybór jest zły. Wybór sprawia, że stoisz w supermarkecie przed półką pełną dóbr-prawie-takich-samych-ale-jednak-ciut-się-między-sobą-różniących i nie mogąc zdecydować się na żadne z nich, odchodzisz w końcu spod półki z pustym koszykiem.

No właśnie: jak myślicie, jaki film obejrzy widz rozdarty pomiędzy „Kickbokserem” a „Nieuchwytnym celem”?

Ano nie mogąc się zdecydować, pierdolnie ze szczęścia, jak nam podpowiada poeta. Zrozpaczony, nie obejrzy żadnego Żankloda! I ani chybi znajdzie sobie jakiegoś Bergmana.

I w ten oto sposób, jednoczesna emisja dwóch filmów z Van Damme’m prowadzi do nieuniknionego triumfu kultury wysokiej. TVP: Mission accomplished. Malkontenci won.