Szybki przegląd oferty kosmetyków w dowolnym markecie lub odpowiedniej półki w – och, jakie to ładne, nie używane już chyba słowo – drogerii, szybko pozwala zorientować się, że znakomita większość szamponów jest przeznaczona do pielęgnacji włosów trapionych najrozmaitszymi nieszczęściami.
Co lżejsze przypadki to włosy suche lub przetłuszczające się, ewentualnie – pozbawione witalności. Szampony przeznaczone do włosów normalnych są w zdecydowanym odwrocie, co może sugerować, że osoby z włosami normalnymi można spotkać coraz rzadziej. (Analiza tej sytuacji prowadzi do skądinąd ciekawego wniosku, że włosy normalne przestają być normą, a więc przestają być normalne).
Wracając jednak do nieszczęść trapiących włosy: zaiste, przegląd zastosowań szamponów może przyprawić o depresję. Mamy bowiem szampony do włosów:
- przetłuszczających się
- suchych
- cienkich i wrażliwych
- zestresowanych (nie wiem, jak wyglądają włosy zestresowane, ale Garnier wie)
- zniszczonych farbowaniem i ondulacją
- dotkniętych innymi nieszczęściami…
Jednak naprawdę drastycznie wygląda na tym tle przypadek szamponu Head&Shoulders. Można na nim bowiem zauważyć maleńki napis w języku zamorskim, głoszący For hair full of life. Ktoś naiwny mógłby przetłumaczyć metaforycznie: „aby twoje włosy były pełne życia”. Jednak w kontekście wcześniej przytoczonych nieszczęść, wydaje się oczywistym, że tłumaczenie powinno być dosłowne: „do włosów pełnych życia”. I że „pełnia życia” jest w rzeczy samej jedną z większych przykrości, jaka może spotkać osobę nie zamierzającą golić się na łyso.
Biorąc pod uwagę, że mówimy o szamponie przeciwłupieżowym, „pełnia życia” jasno wskazuje, że produkt przeznaczony jest dla klientów, którzy borykają się z bardzo zaawansowanym stadium łupieżu. Tak zaawansowanym, że łupież ów – lub to, co na nim wyrosło – nie tylko żyje, ale żyje rzeczoną pełnią życia. I być może jest już bliski stworzenia własnej cywilizacji i proklamowania niepodległości.