Poniższy tekst to kopia dwóch facebookowych notek poświęconych rozkoszom degustacji win ze sklepów niekoniecznie będących mekką miłośników tego trunku. Pomyślałem sobie, że wrzucę je i tutaj, na wypadek gdyby niejaki Zuckerberg zechciał się kiedyś na mnie wypiąć i puścić facebookowy profil maltretingu z dymem. Poza tym wymyśliłem sobie dwuodcinkową trylogię poświęconą winu, a nie mam innego materiału na część pierwszą.
Jeśli nie śledzicie mnie na Facebooku, a chcecie dowiedzieć się, jak przeżyłem alkoholizację tanimi wińskami z Lidla i Tesco, to sru.
Drogi pamiętniku!
Właśnie piję wino z Lidla za 9,90. Kupując ten trunek obawiałem się nieco zatrucia, ale po pierwszym łyku z ulgą stwierdziłem, że wino za 9,90 z Lidla smakuje tak samo jak wino za 19,90 skądkolwiek. A właściwie smakuje w połowie jak wino za 19,90 skądkolwiek. W drugiej połowie smakuje jak woda. Będę żył.
Drogi pamiętniku!
Niedawno przeprowadziłem potencjalnie samobójczy test wina z Lidla, teraz przyszła pora na specjały z Tesco. Minęło już parę godzin, ja żyję, żona żyje, ale nie jestem pewien, czy zbieraczom winogron czegoś nie urwało (patrz obrazek niżej).
OK, odgrzaliśmy tego kotleta. Teraz pora na premierową, drugą część trylogii. Będę naprawiał świat.