Pocztówki znad krawędzi #1. Trudne wybory.

No, może wcale nie znad krawędzi, tylko z wakacji. I w zasadzie nie pocztówki. Pocztówki wysłałem, ale nie doszły. Zresztą nawet jakby doszły, to nie miałoby specjalnie znaczenia, bo nie wysyłałem ich do Was.

O wyborach, mimo że się zbliżają, też nie będzie.

W mordę, ale nietrafiony tytuł…

Na początek pozwolę sobie na dość obszerną refleksję natury ogólnej.

Jeszcze kilka lat temu kupowanie wycieczki na wakacje było proste: przychodziło się do biura podróży i przedstawiało miłej pani oczekiwania co do wyjazdu (gdzie?, kiedy?, jak?) oraz poziomu kosztów. Miła pani w biurze podróży przeglądała setki (chcielibyśmy w to wierzyć, prawda?) ofert w tajemniczych katalogach i systemach, i starannie wybierała dla nas oferty. Rezultat tej selekcji niekoniecznie odpowiadał przedstawionej jej na wstępie wizji wakacji, i zdecydowanie nie odpowiadał budżetowi. Wybieraliśmy jedną z ofert, płaciliśmy i dopiero na miejscu okazywało się, ze wymarzona wycieczka odbiega nie tylko od wizji, jaką na wstępie sami przed sobą roztaczaliśmy, ale także w krytycznych punktach mija się z obrazem przedstawionym przez miłą panią z biura podróży.

Tym niemniej, proces zakupu był dość przyjemny: przychodziło się do biura podróży z piękną wizją, a wychodziło z inną piękną wizją.

Internet zbrukał piękno tych zakupów i przyspieszył pojawienie się stresu, który od zarania dziejów nieodłącznie urlopowym wyjazdom. Czytając opisy hoteli czy apartamentów na stronach biur podróży bez większego wysiłku znajdziemy opinie na ich temat dziesiątek czy setek wcześniejszych klientów. Wydawałoby się, że możliwość poznania wrażeń naszych poprzedników to błogosławieństwo, ale w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Teraz nasz wybór nie sprowadza się do słodkiego wahania pomiędzy „urokliwym hotelem w zacisznej okolicy” a „komfortowo wyposażonym apartamentem przy plaży”. O nie… teraz musimy wybierać pomiędzy „rozwalającą się hydrauliką i niemiłą obsługą” i „jazgotem przez całą noc dobiegającym z dyskoteki za rogiem”, zastanawiając się przy okazji, czy pochlebne i niepochlebne opinie na pewno są opiniami klientów, czy też może kiepsko opłacanych Hindusów, klepiących to w klawiatury to, co kazał im klepać właściciel danego przybytku, tudzież właściciel przybytku konkurencyjnego.

To tyle tytułem refleksji i obszernego wstępu. Teraz mała próbka konfrontacji opisu hotelu z tym, co można znaleźć w Internecie. W tym przypadku akurat nie będziemy musieli odwoływać się do opinii krypto-Hindusów, ale do dużo bardziej obiektywnych źródeł: zdjęć. W tym także satelitarnych.

pocztowki_www

Hotel Zacisze

Do rzeczy. W ramach planowania urlopu, przeglądając oferty różnych hoteli trafiłem na taki, w którego opisie można było natknąć się na takie oto zdanie: „ok. 3 km od portu lotniczego, słyszalny ruch lotniczy”. (O, proszę bardzo: tu możecie zobaczyć rzeczony opis na Travelplanet.pl i stronie Itaki – taki sam.)

Jako że odległość od lotniska została podana jednym tchem razem z niewielkimi odległościami do lokalnych atrakcji, przypuszczam, że należy ją traktować jako atut.

I słusznie – dla tych z nas, którzy robią wszystko na ostatnią chwilę, nie do przecenienia jest psychiczny komfort, jaki daje możliwość zabrania się na lotnisko właściwie na kilka chwil przed odlotem. 3 kilometry to raptem parę minut taksówką i ledwie 30 minut piechotą, jakby ktoś był bardzo oszczędny.

Tym dziwniejsze jest, że Itaka i Travelplanet nie chwalą się tym, że ci naprawdę spóźnialscy, dla których nawet 3 kilometry to zdecydowanie za dużo, w ostateczności mogą jeszcze bardziej skrócić sobie drogę do samolotu. Początek pasa startowego jest bowiem 600 metrów od hotelu.

pocztowki_earth

Cóż za zbieg okoliczności - w Google Earth widać nawet samolot!

Początek pasa startowego to miejsce, w którym samolot chwilę stoi i włącza przed startem silniki na pełną rurę. Tak więc prawdziwi sprinterzy mogą poczekać, aż dobiegnie ich dźwięk silników ich samolotu. Z sześciuset metrów powinien być doskonale słyszalny. Przypuszczam, że nawet jakieś 25 razy lepiej niż z 3 kilometrów, bo natężenie dźwięku zmienia się wraz z kwadratem odległości od źródła dźwięku.

No i jakby kto chciał kultywować słowiańską gościnność, to z hotelu można pomachać przylatującym na wyspę:

pocztowki_samolot

Taaak - ten budynek po lewej stronie to sami-wiecie-jaki-hotel; źródło: http://static.panoramio.com/photos/original/16571095.jpg