Marketing niecenzuralny

achtm-marketing-tn

Jakiś czas temu zastanawiałem się, jak to się dzieje, że wśród samochodów parkowanych po chamsku (na przejściu dla pieszych, na środku chodnika, w poprzek dwóch miejsc parkingowych itp.), drogich samochodów jest zdecydowanie, ale to zdecydowanie więcej niż moglibyśmy oczekiwać, biorąc pod uwagę ich liczbę na tle wszystkich samochodów jeżdżących po polskich drogach. Interesowało mnie, czy ludzie mają tendencję do stawania się chamskimi dopiero dorobiwszy się drogiego samochodu, czy też to ludzie z natury chamscy mają nań większe szanse.

Nie pamiętam już, jak do tego doszedłem, ale wyszło mi, że zwykle to chamstwo jest pierwotne, a samochód wtórny, a więc chodzi o ten drugi wariant. Co jest w zasadzie smutną wiadomością dla tych, którzy wchodząc do sklepu przytrzymają drzwi staruszce, zamiast rozjechać ją, gdy parkują samochód na najwygodniejszym miejscu w całym centrum handlowym – na miejscu dla inwalidów.

Tak, drodzy przytrzymywacze drzwi staruszkom: porzućcie mrzonki o Porsche czy SUVie prosto z salonu BMW. Jeśli kiedyś kupicie sobie nowy samochód, to będzie to raczej Skoda Fabia.

Przypomniało mi się o tym całkiem niedawno, kiedy czytałem kolejny materiał o tym, jak inny jest dzisiejszy marketing od tego sprzed 20 czy 30 lat –o ile jest bardziej odpowiedzialny i nastawiony na wartości inne niż zysk.

Jeśli lubisz czytać o czymś innym, niż autor chciał napisać, nie przewijaj strony do kolejnego nagłówka…

No rzeczywiście. To pewnie dlatego właściciele tych wszystkich coraz bardziej szlachetnych interesów mają coraz większy udział w dobrodziejstwach tego świata, a ich klienci coraz mniejszy. Mam na myśli rozwarstwienie, które złośliwie rośnie – zamiast maleć, wraz z tym, jak marketing rzekomo odwraca się od pieniądza ku wartościom wyższym.

Tu może mała dygresja i kolejna wycieczka w przeszłość. Jeszcze całkiem niedawno uważałem, że finezyjnie i z umiarem używane bluzgi nie są niczym złym, a wręcz przeciwnie: dodają wypowiedzi soczystości, podkreślają, to, co podkreślenia wymaga, dają ujście emocjom.

Od jakiegoś czasu weryfikuję jednak to podejście i zdecydowanie zawęziłem listę okoliczności usprawiedliwiających sięgnięcie po słownictwo, że tak powiem, rozrywkowe (bo określenie „nieparlamentarne” było już rażąco nieaktualne zanim jeszcze polskie elity władzy zaczęły stołować się u niejakiego Sowy). Być może widać to nawet na Maltretingu.

Powodów takiej zmiany podejścia jest kilka, ale jeden z nich jest bardzo prosty: mianowicie zastanawiam się, czy chciałbym, aby po taki rozrywkowy język sięgało moje dziecko oraz jak ewentualnie miałbym wytłumaczyć się przed nim z tego, że słówko, owszem, brzydkie, ale ja mogę, a ono nie.

Wygląda jednak na to, że tym razem nad tłumaczeniem się będę musiał profilaktycznie pomyśleć, bo  chciałbym napisać o nurcie w marketingu, któremu jakiś czas temu (kolejna retrospekcja? litości!) nadałem nazwę i była to nazwa plugawa. W dodatku, mimo że obecnie zwykle udaje mi się odnaleźć soczyście brzmiące, acz obyczajowo obojętne odpowiedniki soczystych słów obyczajowo nieobojętnych, to akurat w tym przypadku poszukiwania nieplugawego odpowiednika póki co spełzły na niczym.

Chodzi mianowicie o a-chuj-z-tym-marketing.

A-chuj-z-tym-marketing i jego rozkwit jest świetną odpowiedzią dla tych, którzy twierdzą, że marketing jest dziś „lepszy”. Nie, nie jest. Jest tak samo napędzany chciwością, jak 20 lat temu i może w szatki lepszego się stroi, ale jak wszystkie szatki, także i te to jedynie wymóg zmieniającej się wciąż mody. Mody, zgodnie z którą dzisiaj należy dbać o lepsze jutro dla przyszłych pokoleń, pochylać się z troską nad rdzennymi mieszkańcami lasów deszczowych i lać krokodyle łzy nad losem żabek rozjeżdżanych na autostradzie.

Mody zresztą nie takiej nowej – napisałem „20 lat temu”? No ci z Was, którzy chodzili na religię albo bywają w kościele, mogą pamiętać, że ten cały CSR wraz z trąbiącym o jego sukcesach PR znany był już 2 000 lat temu. Tylko tak się nie nazywał, bo słabość do trzyliterowych skrótów cywilizacja przyniosła nam sporo później.

Na szczęście moda ta nie zmusza nas dzisiaj do jakiegoś altruistycznego szaleństwa – osobiste poświęcenie dla dobra bliźniego lub braci mniejszych nie powinno zasadniczo przekraczać dania toluba na Facebooku lub włączenia Endomondo w czasie przebieżki. W czasie której i tak włączylibyśmy Endomondo, bo przecież bez włączonego Endomondo spalamy 3 razy mniej kalorii, nie mówiąc o tym, że przebieżka, o której nie poinformowaliśmy dwóch setek swoich facebookowych znajomych to niewybaczalna strata czasu.

Tak na marginesie (w mordę, czy ja się kiedyś wyleczę z tej dygresyjnej obsesji natręctw?): niech ktoś mi wytłumaczy, co takiego fantastycznie pożytecznego robimy w ramach akcji Pomoc Mierzona Kilometrami dla podopiecznych Fundacji TVN Nie Jesteś Sam, biegnąc i włączając to nieszczęsne Endomondo: wysupłujemy parę złotych z kieszeni? Odmalowujemy domagający się remontu pokój chorych dzieci w jakiejś placówce pomocy społecznej? Oddajemy krew?

Bynajmniej. Nie robimy nic pożytecznego dla kogokolwiek, oprócz być może nas samych. Czego to nas uczy? Że możemy pomagać komuś, pomagając tak naprawdę tylko sobie? Bez wyrzeczeń, bez poświęcenia czegoś, co jest dla nas cenne?

Już widzę to pokolenie filantropów przyszłości…

Dobra, wróćmy wreszcie do tematu. O ile można wrócić do czegoś, czego w zasadzie jeszcze się nie zaczęło.

…w przeciwnym wypadku – zacznij czytać tutaj.

A więc a-chuj-z-tym-marketing zawdzięcza swój sukces z jednej strony lenistwu klientów, z drugiej zaś zupełnie zrozumiałej i racjonalnej niechęci do podejmowania wysiłku, jeśli spodziewane korzyści są niewielkie.

Może najlepiej wytłumaczyć to na przykładach:

Jeśli kiedykolwiek robiłeś duże zakupy i w ramach tychże kupiłeś coś, o czym wiedziałeś, ze jest zdecydowanie w zawyżonej cenie, ale uznałeś, że bardziej opłaca Ci się kupić to teraz, niż dylać po to specjalnie do innego sklepu i tracić godzinę, by kupić to samo w rozsądnej cenie – padłeś ofiara AChzT marketingu.

Jeśli kiedykolwiek zepsuła Ci się jakaś pierdoła za kilkanaście czy kilkadziesiąt zł, i zamiast reklamować ją, po prostu machnąłeś ręką i powiedziałeś: „a ch** z tym, co ja będę reklamował i czekał, łatwiej i szybciej będzie kupić nowe”, padłeś ofiarą AChzT marketingu.

(Nie wspominając o tym, że zapewne nie gromadzisz paragonów na wszystkie pierdoły za kilka czy kilkadziesiąt złotych, tylko dlatego, że jakaś może Ci się kiedyś popsuć, prawda? To może akurat nie jest efekt działań speców od AChzT marketingu, ale z pewnością jest im na rękę.)

Jeśli kiedykolwiek zepsuła Ci się pierdoła za kilkaset złotych lub więcej – na przykład taka pralka – ale dowiedziałeś się, że naprawa owej pierdoły będzie kosztowała prawie tyle, co pierdoła nowa, więc pomyślałeś sobie: „a ch** z tym, po cholerę mam tyle płacić za głupią naprawę” – padłeś ofiarą AChzT marketingu. (A przy okazji unieszczęśliwiłeś 10 osób i napędzałeś inflację.)

Jeśli kiedykolwiek zapłaciłeś 2 zł swojemu operatorowi komórkowemu za usługę, której nie zamawiałeś i wyłączywszy ją, stwierdziłeś, że nie będziesz się wykłócał o już zapłacony rachunek, bo to tylko 2 zł, a poza tym – jak wyjaśnił Ci uprzejmy pracownik telekomu – informacja o wyburzeniu Ziemi była dostępna w biurze na Alfa Centauri i wszyscy mogli się z nią zapoz… to znaczy informacja o tej usłudze została zakopana głęboko w regulaminie – padłeś ofiarą AChzT marketingu

Jeśli kiedykolwiek robiłeś zakupy i zapłaciłeś 2,99 zł za pierdołę, która dałaby sensownie zarobić sprzedawcy przy cenie 2,30 zł, a Ty byłeś zadowolony, że przecież zapłaciłeś 2 zł, a nie 3 zł, to też padłeś ofiarą AChzT marketingu, i nawet o tym nie wiedziałeś.

Bo „a ch** z tym” mówiłeś nie Ty, ale sprzedawca: „Po cholerę” – kalkuluje sprzedawca – „mam sprzedawać te pierdoły po 2,30, skoro mogę sprzedawać je po 2,99, a większość klientów i tak będzie się cieszyć, że kupują poniżej 3 zeta?”.

No dobra, może to nie jest kanoniczny przykład AChzT marketingu. Może to w ogóle nie jest żaden przykład AChzT marketingu, ale za to jest to okazja do podlinkowania jednego z moich ulubionych tekstów, w którym sprawdzałem, czy ceny z dziewiątką na końcu są rzeczywiście atrakcyjne, czy też może wręcz przeciwnie.

A-chuj-z-tym marketing karmi się mieszanką lenistwa i żelaznej racjonalności, a w dodatku nie można odmówić mu pewnego piękna.

Po pierwsze, wydaje się stosunkowo bezbolesny dla ofiary: w końcu to raptem tu parę złotych, tam paręnaście – kto by się przejmował? A że od czasu do czasu wpadnie i kilkaset, jak w przypadku owej nieszczęsnej pralki, z czego nawet nie do końca zdajemy sobie sprawę – cóż, nie czepiajmy się szczegółów.

Po drugie, to, co wydaje się niewielkimi kwotami dla klientów, przekłada się na całkiem solidne sumy dla sprzedawców, gdy klientów liczymy tysiącami, setkami tysięcy czy wręcz milionami.

Oczywiście możemy się przeciwko AChzT marketingowi buntować: możemy jeździć po różnych sklepach, żeby każdą z pozycji z naszej listy zakupów nabyć bez przepłacania. Możemy przez 30 minut pisać reklamację do naszego operatora komórkowego po to, żeby wydębić od niego wyłudzone 2 zł.

Co z tego, skoro większość z nas tego nie zrobi, dając wystarczająco dobrze zarobić specom od AChzT marketingu, by ci nie zrezygnowali ze swoich praktyk.

I to właśnie jest „po trzecie”.

Bo po trzecie wreszcie, jest w AChzT marketingu piękny paradoks: bo na poziomie jednostki machnięcie ręką i powiedzenie „a ch** z tym” może być korzystne, ale – jako że jest masowe – w ostatecznym rachunku staje się dla tych samych jednostek niekorzystne, bo oznacza dla nich wyższe wydatki. W dodatku ci, którzy chcieliby w ostatecznym rozrachunku sobie nie szkodzić – i na przykład zbuntować się przeciwko AChzT marketingowi – zaszkodzą sobie tak czy inaczej, bo pojedyncze klienckie „a ch** z tym” czy też pojedyncze klienckie „nie” dla AChzT marketingu nie mają żadnego, ale to żadnego znaczenia.

Jest wystarczająco wielu klientów naciągniętych na 2 złote za „granie na czekanie”, którym dla tych 2 złotych szkoda będzie czasu i energii, żeby tych nielicznych, którzy będą się stawiać i handryczyć ze sfrustrowanymi pracownikami infolinii czy sprzedawcami w salonie, a potem pisać reklamacje, telekom mógł zbyć lekceważącym:

A chuj z tym.