Przedstawiciele branży reklamowej to bez wątpienia najdotkliwiej nękana depresjami grupa zawodowa. I nic dziwnego. Efekty ich pracy, poza nimi samymi, mało kto chce oglądać.
Ba – statystyczny zjadacz chleba jest gotów wykazać się pewną aktywnością, by reklam uniknąć. Internauci instalują w Firefoxie pewien tajemniczy plugin, wyjątkowo cięty na słowo „banner”. W centrach miast przechodnie pomagają najętym przez agencje reklamowe nieszczęśnikom wyrzucać ulotki do kosza. Telewidzowie natychmiast po rozpoczęciu bloku reklamowego nerwowo szukają pilota. Albo wyjątkowo energicznie podrywają się z kanapy, by przywrócić równowagę płynów w organizmie. Czasem przez ich uzupełnienie, ale częściej – wydalenie.
Ludzie „robiący w reklamie”, a przynajmniej ta ich część nie wyprana z resztek inteligencji, zdają sobie sprawę, że są jak ci Cyganie w tramwaju. Ci, którym płaci się za to, żeby już nie śpiewali. I z pewnością nie jest to powód do szczęścia.
Przypominać im o tym, z jak powszechną niechęcią spotykają się owoce ich pracy zakrawa na sadyzm. Ale kazać tym udręczonym duszom własnoręcznie stworzyć reklamę, na której własnoręcznie napiszą, że oto tytułem zadośćuczynienia za słuchanie reklam klienci pewnej sieci komórkowej będą dostawać pieniądze… To już okrucieństwo nie do przyjęcia.
Jeśli więc chłopaki z 36i6 nie pójdą siedzieć za znęcanie się nad copywriterem i grafikiem, którzy musieli przygotować tę reklamę, to nie ma sprawiedliwości na tym świecie.