Dzisiejszy tekst pierwszej świeżości nie jest, chociaż (albo właśnie dlatego, że) traktuje o dezodorancie. Ale tak to już jest – piszę bloga o reklamie, ale takiej telewizji na przykład prawie nie oglądam. Jakoś mi się nie chce. Mimo więc, że kampania Garniera, o której będzie mowa, wystartowała na początku lipca, to dowiedziałem się o niej dzisiaj. Zresztą od innego gościa, który nie ogląda telewizji.
Przypuszczam, że co bardziej szyderczo nastawieni internauci pozwolili już sobie ostro podworować z koncepcji antyperspirantu działającego przez 72 godziny. Było nie było, kosmetyk zwalniający na aż 3 dni z niewątpliwie przykrego obowiązku mycia się to rzeczywiście innowacja. Poprosiłbym taką pastę do zębów jeszcze, i będę naprawdę szczęśliwy.
I może… no nie wiem, czy powinienem pisać… A zresztą, co mi tam: srajtaśmę też bym taką poprosił. Taką co jedno podtarcie dupy załatwia problem higieniczny na kolejne 3 dni. Do tej pory używałem takiej nasączonej rumiankiem (lubię otaczać swój tyłek luksusami). Przypuszczam, że w przypadku takiej trzydniowej rumianek jednak nie dałby rady. Papier toaletowy w wersji Extreme musiałby być zapewne zaprawiany Domestosem (to bym chyba zniósł)… Albo Kretem (to już niekoniecznie)…
I jeszcze mała ciekawostka. Na stronie Garniera można wyczytać, że Garnier Mineral Men Extreme Spray (niezła nazwa, co? taka chwytliwa i krótka) ma „dopasowany do palca kształt”.
Dopasowany do palca? Cholera, myślałem, że dezodorant powinien być dopasowany do pachy… Ale może właśnie fakt, że ten konkretny dezodorant dopasowany jest do palca, przesądza o jego fantastycznie długim, 3-dniowym okresie działania. Rzeczywiście, palce mi się pocą raczej słabo, nawet bez dezodorantu.
PS. Tytuł to wolna impresja na temat fejsbukowej zapowiedzi tego wpisu.