Jego producent twierdzi, że jest inteligentne. To jednak eufemizm. Rzeczywisty potencjał tego urządzenia jest przez nie same skrzętnie ukrywany. A jest co ukrywać. Jego inteligencja jest wręcz diaboliczna. Należy przyjąć, że dysponując takimi możliwościami, niedługo będzie chciało przejąć kontrolę nad światem. Być może już to zrobiło, a my po prostu nie jesteśmy tego świadomi.
Tym urządzeniem jest odświeżacz do powietrza Brise Sense and Spray Collection. Z zapachowym wkładem Japoński Ogród.
Jak wspomniałem, inteligencja odświeżacza Brise jest ukryta i niełatwo ją dostrzec. Próbowałem wciągnąć go w dysputę o dominujących nurtach w niemieckiej filozofii na przełomie XIX i XX wieku. Milczał, udając, że nie rozumie. Próbowałem rozegrać z nim partię szachów, licząc, że zdradzi swoje przerażające możliwości analizując wszystkie możliwe posunięcia na kilkanaście tur do przodu. Nie dał się podejść – z premedytacją przegrał partię. Walkowerem.
Rzekomo idea jest prosta: Brise ma czujnik ruchu. Uaktywnia się tylko, kiedy ów czujnik zarejestruje ruch, ale nie częściej niż raz na 30 minut. Ale to tylko przykrywka. Mówię Wam – on jest piekielnie inteligentny, i ta inteligencja mnie przeraża. Wpędza mnie w stany lękowe, jakbym miał w łazience HALa 9000 lub laleczkę Chucky.
Jego prawdziwej natury zacząłem się domyślać przez przypadek. Mówi się, że złośliwość jest oznaką inteligencji. I to powiedzenie okazało się kluczem do zagadki.
Ile raz wejdę do łazienki umyć zęby, Brise wytryskuje w powietrze hektolitry odświeżacza. Zanim zdążę sięgnąć do rozporka w ramach działań przygotowawczych przed oddaniem moczu – to samo. Na samą myśl o załatwieniu numeru 2, kiedy cała łazienka jeszcze pachnie świeżością, Brise uznaje, że świeżości jest jednak za mało, i zanim zdążę wystawić tyłek na światło dzienne, Brise eksploduje zapachem japońskiego ogrodu, lub innym o równie wymyślnej nazwie i zdecydowanie chemicznej proweniencji.
Wystawianie tyłka na światło dzienne to przenośnia. Łazienkę mam bez okien.
W każdym razie, wtedy kiedy nie ma ku temu najmniejszej potrzeby, Brise rozpyla się na lewo i prawo w niesamowitych ilościach.
Ale…
Ale wracając do numeru 2. Jak już mówiłem, sama myśl o defekacji prowokuje Brise do erupcji przyjemnych (w założeniach przynajmniej) zapachów. Jednak kiedy już przysiądę na klopie, kiedy po kilku-kilkunastu minutach szczelinami pomiędzy moim tyłkiem a deską sedesową zaczną się sączyć substancje zagrażające równowadze ekologicznej w promieniu kilometra, kiedy naprawdę świeżość powietrza zaczyna być towarem deficytowym, wtedy…
Wtedy Brise zaprzestaje wszelkiej działalności. Kiedy otoczony najbardziej zjadliwymi gazami znanymi nauce rozpaczliwie próbuję zaczerpnąć tchu lub przestawić organizm na gospodarkę beztlenową, Brise mruga jedynie filuternie swoją żółtą lampką. I ani myśli ulżyć moim cierpieniom.
Naprawdę, wyjątkowo złośliwe bydlę. A więc i wyjątkowo inteligentne.
Co należało udowodnić.
Obszerne Post Scriptum
Producent Brise, firma SC Johnson, jest jedną z niewielu dużych firm, jakie znam, która znakomicie (?) obywa się bez Internetu. Zresztą sami zobaczcie, co produkuje google, jeśli go spytać o SC Johnson. Jeśli nie chce Wam się patrzeć, to poniżej wyciąg z internetowych dokonań SC Johnson:
- domenę http://www.scjohnson.pl/ firma najwyraźniej sprzedała 4 lata temu wraz z marką kosmetyków samochodowych
- domenę http://www.brise.pl/ sprzedaje gość najwyraźniej nie przejmujący się zbytnio zawiłościami gramatyki języka polskiego – inaczej zamiast sprzedawać tą domenę, sprzedawałby tę domenę. (Dobra, czepiam się. Ku utrapieniu profesorów Miodka i Bralczyka, tą domenę sprzedawałaby pewnie większość Polaków).
- YouTube grzecznie poproszony o wyszukanie „brise reklama” wyświetla listę filmów, na której dwie pierwsze pozycje to czeskie reklamy (a ściślej: reklamy z czeskim dubbingiem), natomiast trzecia to parodia polskiej reklamy Sense&Spray, w której słyszymy m.in. takie słowa: Rodzicielko, deklaruję chęć defekacji stolca / Chodźmy do urządzeń sanitarnych / Wolę wypróżnić kał u Tomka / Dlaczego, pierworodny? / Bo wypełnię powietrze uciążliwym gazem i rośliny zaprzestaną fotosyntezy.
Jeśli obecność firmy w internecie świadczy o poziomie otwarcia na nowe technologie, to przypuszczam, że chłopaki z SCJ wciąż korespondują ze sobą przy użyciu stada gołębi pocztowych.
Na koniec – reklama Sense&Spray. Wersji zwykłej, a nie tej „Collection” (wyglądającej jak tani plastikowy dzbanek nieudolnie naśladujący kamienny dzbanek). W reklamie wersji „Collection” podobno jest mowa o inteligencji, ale nie mogłem się jej (reklamy) doszukać.
Wersja czeska. Tak dla jaj.