Sezon urlopowy za pasem. Jeśli przez przypadek nie kupiliście jeszcze dziecka od TUI (tak, tak – będę wracał do tego tekstu, bo to jeden z moich ulubionych i nie dam mu tak zemrzeć w pomroce dziejów) i wciąż szukacie miejsca na urlop, to mam coś dla Was.
Wyprawę do kolebki naszej cywilizacji. A przynajmniej kolebki naszego kręgu kulturowego.
Do Izraela, czyli – jak twierdzi billboard – wakacyjnej ziemi obiecanej.
Zaintrygowany odkrywczym i kreatywnym skojarzeniem twórców billboardu, udałem się do lokalnego biura podróży, aby zdobyć więcej informacji. Tam dowiedziałem się, że moje doświadczenie z wyprawy do Izraela będzie najpełniejsze, jeśli rozpocznę ją z 40-letnim wyprzedzeniem w Egipcie. Po drodze do Izraela organizator przewiduje wiele atrakcji, w tym pieszy czarter przez Morze Czerwone.
Na miejscu zaś, czyli w Tel-Awiwie, organizator zapewnia – zgodnie z obietnicą na billboardzie – zabawę non stop.
I rzeczywiście – w poniedziałki i środy rano pobudkę na czas gwarantuje efektowny przelot nad miastem eskadry F-16, ostrzeliwujących sierotki na terytoriach okupowanych.
We wtorki i piątki w południe rozrywkowa ekipa rewanżystów w arafatkach wpada do losowo wybranego supermarketu, by się rozerwać. Się i pozostałych klientów sklepu.
Wieczorami zaś czeka nas tradycyjne krzyżowanie fałszywych proroków. Przy odrobinie szczęścia można się nawet załapać na narodziny nowej religii trzy dni później. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że tego typu przypadki są coraz rzadsze. Służby porządkowe coraz skuteczniej udaremniają wszelkie akty wandalizmu na cmentarzach, takie jak próby otwierania świeżych grobów. Od zewnątrz i od wewnątrz.
Nie wiem jak Wy, ale ja – jadę!
PS. Miałem pewne autocenzuralne opory przed opublikowaniem tej notki. Wiecie – wrzucisz słowo „Izrael” do niezbyt poprawnego politycznie tekstu i od razu pojawia się ekipa zarzucająca ci antysemityzm, i druga – zarzucająca coś dokładnie przeciwnego.
Ostatecznie jednak wrodzone umiłowanie nieskrępowanej wolności słowa wzięło górę i notka jest. Poza tym spodobał mi się fragment z krzyżowaniem i z nową religią. Nie mam serca zachować go tylko dla siebie.