Tak, wiem, wiem. Wiem, że Wy wiecie. Wiecie, że na dłuższą metę kasyno zawsze wygrywa. Wiem, że nie ma potrzeby o tym przypominać. Ale i tak przypomnę.
Tym bardziej, że nie chodzi o jakieś tam pierwsze z rzędu kasyno. Chodzi o kasyno należące do ministra finansów. Instytucji będącej ostoją praworządności i symbolem najwyższej próby standardów etycznych.
Historia pewnej chwytającej za serce reklamy na mieście
Napisałbym, że całkiem niedawno zauważyłem na ulicy z nie-pierwszej-młodości rockersem, który odgrażał się (wiem, że popełniam pewną logiczną nieścisłość, ale naprawdę nie ma znaczenia, czy odgrażał się rockers czy plakat), że jak wygra w Lotto, to kupi córeczce stadninę kucyków.
Skłamałbym jednak, bo plakat ten zobaczyłem już całkiem dawno, ale jakoś nie mogłem zebrać się do napisania na jego temat radosnego paszkwila.
Tak więc już całkiem dawno zauważyłem na ulicy plakat z nie-pierwszej-młodości rockersem, który odgrażał się, że jak wygra, to kupi córeczce stadninę kucyków. Zaprawdę wzruszające. Ten i podobne plakaty być może już zniknęły z ulic, jednak na szczęście wciąż można je podziwiać na www.lotto.pl.
Jako że ja też zawsze chciałem kupić córeczce stadninę kucyków, pomyślałem sobie, że warto przyjrzeć się przedsiębiorstwu, które mi taką możliwość hojnie oferuje.
Tym bardziej, że z filmiku, jaki Totalizator Sportowy zamieścił na swojej witrynie, można przypuszczać, że chłopaki (i dziewczęta) z marketingu Lotto całkiem poważnie traktują Lotto jako sposób do realizacji marzeń. Zresztą możecie sami zobaczyć.
Wygląda jednak na to, że jeśli chodzi o realizację marzeń, to – pozostając w klimatach stadniny kucyków – będę mógł się co najwyżej wypchać sianem.
Poszukiwacze zaginionych informacji
Żeby sprawdzić, na ile opłacalne jest kupno stadniny kucyków przy finansowym wsparciu Totalizatora Sportowego, pomyślałem sobie, że warto sprawdzić, jakie są szanse na wygraną w Lotto. Jakoś kołatało mi się po głowie, że organizatorzy loterii mają obowiązek publikowania informacji o prawdopodobieństwie wygranych, więc postanowiłem ich poszukać na stronie internetowej Lotto.
Na marginesie: w tym akurat wypadku lepszą informacją byłaby informacja o tzw. nadziei ekonomicznej. Nadzieja ekonomiczna to poetycka nazwa na oczekiwaną wartość wygranej. Poetycka i jak się niedługo okaże – bardzo na miejscu. Jakby ktoś z Was był na bakier z rachunkiem prawdopodobieństwa, to przyjmijmy, że oczekiwana wartość wygranej w naszym przypadku to kasa, jaką statystycznie rzecz biorąc wygrałbym w Lotto, jeśli kupiłbym kuponów za naprawdę grubą kasę – na przykład za 10 milionów.
Wracając z marginesu: nie znalazłem.
Nie znalazłem na stronie lotto.pl żadnych informacji o prawdopodobieństwie, ani o oczekiwanej wartości wygranej. Znalazłem za to formularz kontaktowy, z którego skorzystałem, wysyłając takie oto pytanie:
Witam, chciałbym się dowiedzieć, jaka część przychodów ze sprzedaży – w przypadku Lotto – jest przeznaczona na wygrane? Innymi słowy – jaka jest oczekiwana wartość wygranej, wyrażona jako procent kwoty zapłaconej przez grającego?
Od miłej Pani z Zespołu PR i Komunikacji (naprawdę miłej) dostałem informację, że odpowiedź znajdę w 17 paragrafie regulaminu Lotto. Nie znalazłem.
Ale – dzięki tej odpowiedzi – znalazłem na stronie internetowej Lotto regulamin, który jak zapewne przypuszczacie, nie jest jej specjalnie eksponowanym elementem.
I znalazłem w nim paragraf 2, który głosi, że „na wygrane pieniężne w Lotto Totalizator Sportowy przeznacza, co najmniej 51 % łącznej kwoty stawek”.
Czyli: z każdych wpłaconych 10 milionów złotych Lotto ma psi obowiązek przeznaczyć na wygrane 5,1 miliona złotych. I nie ma żadnego psiego obowiązku wyłożyć choćby grosza więcej.
Proste? Proste.
Ale nie aż tak proste.
Oto kawałek dalej w regulaminie, w paragrafie 4, pojawia się instytucja „dopłaty do stawki”, której wysokość wynosi 25% kwoty stawki. Mimo że w tym zakresie regulamin był dość jasny w swej niejasności, na wszelki wypadek dopytałem miłej Pani z PR, czy owa dopłata do stawki również jest przeznaczana na wygrane.
Jak się można było spodziewać – nie jest.
Dopłata do stawki jest przeznaczana między innymi na… Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych.
Wracając więc do psich obowiązków: po uwzględnieniu „dopłaty do stawki”, z każdych wpłaconych przez lud 10 milionów złotych Lotto ma psi obowiązek zwrócić ludowi – tytułem wygranych – 4,08 mln zł. I ani grosza więcej. Resztę, czyli prawie 6 milionów, może przeżreć. Tudzież – w niezbyt dużej części – przeznaczyć na wypędzanie ludzi z nałogu, w który ich wcześniej wpędziło.
Pora na żmudne obliczenia
Ale przecież Lotto może przeznaczyć na wygrane więcej niż owe 40,8%. Może okazać się hojne, prawda?
Niestety, żeby to sprawdzić musiałem się trochę namęczyć. Miła Pani z PR ostatecznie nie odpowiedziała na moje pytanie dotyczące oczekiwanej wartości wygranej / nadziei ekonomicznej. Wskazała mi za to miejsce, gdzie znajdę informację o prawdopodobieństwie poszczególnych wygranych. Była też na tyle miła, że przesłała mi je, tak żebym nie musiał sam ich szukać.
Dzięki temu, oraz dzięki informacji, jaką Lotto publikuje o wartości wygranych poszczególnych stopni (czyli za trafienie szóstki, piątki, itd.), można z grubsza oszacować hojność Lotto. Czyli kwotę, jaką Lotto w rzeczywistości przeznacza na wygrane.
Jesteście ciekawi, jak bardzo Lotto przekracza minimalny próg 51% (czyli 40,8%…) wynikający z regulaminu?
W skrócie: nie bardzo.
Przyjrzałem się wszystkim zakładom z tego roku – liczbie wygranych i wartości nagród od 3 stycznia do 18 lutego. Dodatkowo, na podstawie liczby trafień „trójek” i prawdopodobieństwa trafienia trójki, oszacowałem też łączną liczbę wykupionych zakładów. Teraz wystarczyło już tylko przemnożyć liczbę zakładów przez 3 zł, żeby ustalić kwotę, z jaką pożegnali się gracze Lotto w tym roku. Oraz zsumować wszystkie wygrane w tym roku – żeby obliczyć kwotę, jaka do nich wróciła. Oto co wyszło:
- orientacyjna wartość przychodów Lotto ze sprzedaży: 333 891 864 zł.
- wartość nagród wypłaconych przez Lotto: 141 145 154 zł.
- stosunek jednego do drugiego: 43%
Co to znaczy?
Ano mniej więcej tyle, że statystycznie rzecz biorąc, żeby wygrać stadninę kucyków, trzeba kupić kupony Lotto za równowartość… ponad dwóch stadnin kucyków.
Tak więc drogi poddtatusiały rockersie – do dzieła. Sprzedajemy Harleya, srebrne kolczyki zastawiamy w lombardzie, zapominamy o nowych dziarach i zaczynamy ciułać na kupony. Nie ma czasu do stracenia, bo będzie tego ciułania na kupony całkiem sporo – jak wspominałem, ponad 2 razy więcej niż na stadninę.
Jak więc widzicie, określenie „nadzieja ekonomiczna” jest w przypadku Lotto bardzo adekwatne. Szczególnie jeśli przypomnimy sobie przysłowie o przywarach intelektualnych potomstwa nadziei.
Jakby jakiś góral pytał, to z piknymi teleskopami jest dokładnie tak samo jak z kucykami.
Epilog
Co cwańsi gracze w Lotto i bez moich wypocin wiedzą, że w Lotto generalnie grać się nie opłaca. „Generalnie” – bo od każdej zasady są wyjątki. Podobno należą do nich kumulacje, kiedy to pula nagród jest tak duża, że przekracza wartość zakładów wykupionych w danym losowaniu.
Otóż jest to gówno prawda.
A przynajmniej było tak dotychczas w 2012 roku. W tym roku jak dotychczas w żadnym losowaniu nie opłacało się grać. W żadnym. Nawet przy najwyższych kumulacjach, suma wygranych nie przekraczała sumy wpłat. Ba – zaledwie 2 razy przekroczyła 80% sumy wpłat.
Niby epilog już był, ale…
…ciąg dalszy nastąpi. W następnym odcinku pomogę Lotto wrócić na dobrą drogę, z której – z pewnością zupełnie nieświadomie – zboczyło.
Suplement: ciąg dalszy nastąpił – tutaj.