Testy konsumenckie mogą pochwalić się wyjątkowo bogatą i długą historią na maltreting.pl i… Co? Mówicie, że „długa i bogata historia” to nadużycie? Że testy pojawiły się raptem raptem dwa?
No dobrze, w takim razie wprowadźmy drobne korekty: testy konsumenckie nie miały jak dotychczas szczęścia do Maltretingu. Albo Maltreting nie miał szczęścia do testów konsumenckich. Albo – co najbardziej prawdopodobne – szczęścia do testów konsumenckich na Maltretingu nie mieli producenci, bo jako że testów tych nie było prawie wcale, to ominęła ich niewątpliwa przyjemność poczytania o sobie artykułów tak przyjaznego im autora.
Dzisiaj postaram się nieco nadrobić zaległości. Liczba testów konsumenckich opublikowanych na Maltretingu odnotowuje niniejszym imponujący wręcz wzrost: aż o 50%.
Z tym że zaznaczmy od razu, że nie będzie to kolejna recenzja, jakich pełno w sieci. Maltreting to blog poświęcony radosnej twórczości marketerów, więc oceniany będzie nie tyle produkt sam w sobie, co przede wszystkim jego zdolność do doścignięcia wybujałej fantazji piszących o nim pracowników działu marketingu producenta.
Tak więc drodzy Państwo, w szranki z własnym działem marketingu staje względnie nowy telefon w ofercie Sony: Xperia SP. A staje w owe szranki nie dlatego, że przesłał mi go producent żebym go przetestował lub przyjął jako prezent, ale dlatego, że sobie go kupiłem.
Może w tym miejscu zatrzymam się na chwilę i pochylę nad słowem „kupiłem”, bo jego znaczenie nie musi być oczywiste. Na przykład kłopot z nim mogą mieć osoby często odwiedzające blogi modowe. Otóż drodzy bywalcy blogów szafiarek: wiem, że jesteście przyzwyczajeni do tego, że „zobaczcie, jaką świetną kieckę kupiłam sobie w haemie” znaczy mniej więcej tyle, co „haem przysłał mi właśnie paczkę z ciuchami i płaci stówę za każde 5 tysięcy fanów na fejsie jeśli moją fotkę w ichniej kreacji wrzucę na bloga”. Ja jednak rozumiem słowo „kupiłem” nieco bardziej staroświecko. Być może dlatego, że nie mam jeszcze pięciu tysięcy fanów na fejsie.
Wracając jednak do rzeczy: z ekranem o przekątnej 4,6 cala, dwurdzeniowym procesorem Snapdragon S4 Pro 1,7 GHz i ośmioma gigabajtami pamięci wewnętrznej, Xperia SP jest wystarczająco silnym telefonem, by sprostać wymaganiom Androida w wersji …
Nie no, robię Was w balona. Przecież napisałem, że to nie będzie taka recenzja. To będzie taka recenzja:
Smartfon dla koneserów wzornictwa – w wyjątkowej aluminiowej ramce.
To jedna z pierwszych rzeczy, jaką można przeczytać na stronie poświęconej Xperii SP. Nie byłem pewny, czy fakt, że kupiłem SP czyni ze mnie konesera wzornictwa, więc – aby to sprawdzić – kliknąłem w link „Dowiedz się więcej o wzornictwie telefonów XperiaTM SP„, dzięki czemu dowiedziałem się, że mój nowy telefon to (cytuję) „smartfon o niezwykle innowacyjnej stylistyce”.
Wiecie – dla mnie, jako weterana Nokii e52 (żeby wspomnieć tylko tę ostatnią) innowacyjną stylistyką cechuje się wszystko, co jest telefonem komórkowym, a nie ma klawiszy z cyferkami. Mam jednak wrażenie, że dla wielu innych telefon, który ma płaski ekran, kilka guzików na jednej ze ścian i żadnego na pozostałych, ma zaokrąglone rogi, a kształtem przypomina… cóż, telefon z ekranem dotykowym, nie będzie jakimś specjalnym przewrotem w dziedzinie wzornictwa.
Czy więc jest to „smartfon o niezwykle innowacyjnej stylistyce”? Pozwólcie, że odpowiem w żargonie specjalistów od designu – ni chuja. 1:0 dla działu marketingu. W starciu z fantazją własnego działu marketingu, telefon zostaje w pobitym polu.
Autentyczność wrażeń
Bliżej rzeczywistości
Ekran wykonanej w jakości HD Xperii SP ma przekątną 4,6 cala i jest tak wyrazisty, że znajdziesz się w samym centrum wydarzeń – bez względu na to, co oglądasz. Ekran Reality Display korzysta z technologii Mobile BRAVIA® Engine 2. Dzięki temu zapewnia niezwykle ostre obrazy, żywe kolory i mocny kontrast typowy dla telewizorów marki Sony.
Źródło: www.sonymobile.com
OK, obraz jest ostry. Zresztą przy rozdzielczości 1280×720 upchniętej w ekranik o przekątnej 4,6″ nie może być inaczej.
OK, kolory i kontrast są akceptowalne – do czasu…
…do czasu, kiedy nie włączycie mającej przybliżać do rzeczywistości technologii Mobile Bravia Engine 2. Technologii, której jedynym zadaniem jest wydłubanie użytkownikowi oczu.
Mobilna wersja BE2 bez pardonu przekręca gałki od nasycenia kolorów w pozycję „max”, masakrując jakiekolwiek subtelności wyświetlanego obrazu. Rzeczywistość? Zapomnijcie.
Wydawać by się mogło, że w przypadku jakiejkolwiek technologii wyświetlania, kluczowe jest możliwie wierne oryginałowi odwzorowanie wyświetlanego obrazu. Wiecie: jeśli przepełniony pesymizmem i poczuciem beznadziei reżyser kręci film o życiu na szarych przedmieściach upadającego miasta, to kręci go tak, aby paleta barw oddawała jego pesymizm, poczucie beznadziei i dojmującą szarość rejestrowanych obrazów.
Ekran Reality Display wspomagany przez Mobile Bravia Engine 2 przerobi ten pesymizm, poczucie beznadziei i szarość upadających przedmieść na karnawał w Rio.
W dodatku nie tylko przerobi, ale będzie twierdzić, że przerobić należy. Inżynierowie w Sony zauważyli bowiem podobno, że mamy tendencję do zapamiętywania kolorów żywszymi niż są w rzeczywistości. Być może, ale w takim razie mam dwa pytania:
- Dlaczego coś, co z założenia ma wypaczać rzeczywistość, nazywa się Reality Display?
- Zakładając, że MBE2 faktycznie powoduje, że zdjęcia, które zrobiliśmy, lepiej oddają to, co zapamiętaliśmy niż zdjęcia wierne rzeczywistości, co z filmami, takimi kinowymi? Czy jeśli dzisiaj po raz pierwszy obejrzę film na ekranie Reality Display + Mobile Bravia Engine 2 i zapamiętam go jako bardziej barwny niż faktycznie był i następnym razem będę musiał go oglądać na ekranie Reality Display + Mobile Bravia Engine 2 + LSD? Tak tylko pytam…
Mobile Bravia Engine 2 ma oczywiście mocne punkty. Właściwie to dokładnie jeden mocny punkt: możliwość wyłączenia.
Co prawda zdaję sobie sprawę, że z moim podejściem mogę być w mniejszości. Być może większość ludzi lubi, kiedy ich beznadziejnie szare zdjęcia wyglądają jak karnawał w Rio. Mam jednak wrażenie, że nawet fani radosnej kolorystycznej oczojebki po jakimś czasie będą mieli MBE2 serdecznie dosyć. MBE2 po prostu przesadza.
No i to nie większość pisze tę recenzję. Recenzję piszę ja i autorytatywnie stwierdzam: telefon znowu dostał wciry od swojego działu marketingu. Jest 2:0.
Funkcje One-touch firmy Sony
Udostępnianie znajomym i łączenie się z Twoim światem nigdy nie było prostsze. Bazując na technologii NFC (komunikacja bliskiego pola), funkcje One-touch łączą jedno urządzenie z innym za jednym dotknięciem. Żadnych kabli, przewodów czy kłopotów z ustawieniami.
Źródło: www.sonymobile.com
Pomijając fakt, że nie mam bladego pojęcia, co oznacza „łączenie się z moim światem”, muszę powiedzieć, że albo ja mam huknięty telefon, albo huknięty telefon ma moja Żona (Xperia P), albo – parafrazując Sony – wykonywanie prostych czynności jeszcze nigdy nie było trudniejsze. Naprawdę, nie macie bladego pojęcia, ile się trzeba nakombinować, żeby przesłać jedno cholerne zdjęcie z jednego telefonu na drugi korzystając z dobrodziejstw One-touch.
To niby takie proste: włączam NFC (Near Field Communication – tę samą technologię, którą wykorzystują zbliżeniowe karty płatnicze) lub – jeśli mi nie szkoda baterii – mam ją włączoną przez cały czas. Wyświetlam zdjęcie, które chcę przesłać. Zbliżam telefon do drugiego telefonu z włączonym NFC. Telefony, niczym R2D2 na widok C-3PO, radośnie popikują wyczuwając się nawzajem, na ekranie wyświetla się komunikat, że jeśli teraz dotknę ekranu, to zdjęcie zostanie przesłane. Dotykam, prosta acz sugestywna animacja informuje mnie, że zdjęcie jest właśnie przesyłane i… dupa.
W trzech przypadkach na czterech zdjęcie nie dociera do adresata, czyli telefonu niemal przylepionego ścianką do mojego telefonu. Dlaczego zwykle nie dociera? Nie wiem. Dlaczego czasem dociera? Też nie wiem.
3:0 dla działu marketingu. A nawet 4:0, bo przesyłanie czegokolwiek z telefonu na telefon z wykorzystaniem NFC / One-touch jest tak frustrujące, że zasłużyło sobie na dwa gole. Mimo że do szczęścia potrzebne mi nie jest.
Pozwala Ci zabłysnąć
Świecący, zmieniający kolor pasek sprawia, że smartfon z systemem Android staje się naprawdę osobisty. Sam powiadomi Cię o wszystkim – od rozmów przychodzących i wiadomości SMS po wydarzenia z Facebooka. A gdy słuchasz muzyki, podświetlenie będzie pulsować w jej rytm i stawać się intensywniejsze przy większej głośności.
Źródło: www.sonymobile.com
Możecie wierzyć lub nie – świecący pasek był jednym z zasadniczych powodów, dla których wybrałem właśnie Xperię SP. Naprawdę. Jako weteran Nokii e52 (czy ja już nie użyłem dzisiaj tego sformułowania?) przyzwyczaiłem się do tego, że telefon pomruguje do mnie, żeby powiadomić mnie, że „słuchaj, jak byłeś w kiblu, to pewnie przez te twoje zamiłowanie do efektów akustycznych nic nie słyszałeś, ale przyszedł do ciebie SMS”.
Wiecie – nie muszę sięgać po telefon, żeby wiedzieć, że ktoś do mnie dzwonił, SMSował czy wysłał maila. Wystarczy, że telefon leży w tym kącie, w który go rzuciłem, i stamtąd do mnie mruga. Przydatne.
No i wreszcie telefon punktuje: 4:1.
Niestety, nie obyło się bez zgrzytów, ale o tym za chwilę.
Oszałamiające zdjęcia przy dowolnym oświetleniu – aparat o rozdzielczości 8 MP z przetwornikiem Exmor RSTM do urządzeń przenośnych
Źródło: www.sonymobile.com
Ja już może nie będę cytował, jakie jeszcze cuda – oprócz oszołomienia – obiecuje Sony, jeśli chodzi o zdjęcia zrobione Xperią SP. Bo musiałbym zacytować na przykład to:
Ten aparat o rozdzielczości 8 megapikseli opracowano z użyciem tych samych elementów co główne aparaty fotograficzne Sony.
Źródło: www.sonymobile.com
i spytać: naprawdę?! Naprawdę Sony do swoich „głównych” modeli aparatów fotograficznych stosuje matryce mieszczące się na łebku od szpilki?
Wyjątkowo więc odstąpię od konfrontacji możliwości aparatu z najwyraźniej marzącymi o zdobyciu nagrody Hugo pracownikami działu marketingu Sony (przypomnijmy, że Hugo to nagrody za wybitne osiągnięcia w dziedzinie literatury science fiction i fantasy) i skonfrontuję je z moimi oczekiwaniami.
Wiecie: daję telefonowi fory, żeby znowu mógł zapunktować – bo nie oczekiwałem wiele. Ot, chciałem zawsze mieć przy sobie aparat, którym w sklepie mógłbym zrobić przyzwoite technicznie zdjęcie, jeśli napatoczy się coś, co nadaje się na Maltreting. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że aparat sprawdza się nie tylko w sklepie. Są wręcz sytuacje, w których Xperia robi lepsze zdjęcia niż lustrzanka. No, może nie generalizujmy: niż moja lustrzanka, czyli cokolwiek leciwy Nikon D80.
Te sytuacje to zdjęcia pod światło lub z silnie oświetlonym tłem – tryb HDR (High Dynamic Range) radzi sobie z nimi całkiem przyzwoicie. Kiedy moja lustrzanka zaserwowałaby mi ciemną sylwetkę na prawidłowo naświetlonym tle lub prawidłowo naświetlony obiekt na tle kompletnie przepalonym, Xperia SP w trybie HDR jest zwykle w stanie zrobić całkiem rozsądnie wyglądające zdjęcie. Oczywiście nie ma co oczekiwać cudów: jeśli w kadrze znajdzie się słońce w zenicie, to mało co poza nim będzie widać (oczywiście dział marketingu Sony ma na ten temat zdanie zgoła odmienne, i jedno ze zdjęć prezentujących HDR w akcji to właśnie zdjęcie perfekcyjnie naświetlonej twarzy modela ze słońcem w tle).
Inna sprawa, że podobne rezultaty można zapewne uzyskać innymi komórkami wyposażonymi w tryb HDR (nie wspominając już o zwykłych aparatach). No i HDR ma też swoje ograniczenia: w wariancie zastosowanym przez Sony HDR polega na wykonaniu dwóch zdjęć jedno bezpośrednio po drugim i połączeniu ich w jedno, co czyni ten tryb praktycznie bezużytecznym w przypadku zdjęć małych dzieci (spróbujcie namówić małe dziecko, żeby się nie ruszało nawet przez te pół sekundy dzielący wykonanie jednego zdjęcia od drugiego – z góry gratuluję sukcesu).
Tak więc nieco wymuszone, ale jednak 4:2. Telefon odrabia straty.
Nie na długo jednak: dział marketingu Sony postanowił bowiem także pochwalić się czasem pracy na baterii.
Znaczne zwiększenie żywotności baterii dzięki trybowi STAMINA baterii
[…] Tryb STAMINA zapobiega wyczerpaniu się baterii. Rozpoznaje, gdy nie korzystasz z wyświetlacza, i automatycznie wyłącza niepotrzebne funkcje, jednocześnie pozostawiając potrzebne powiadomienia. Po naciśnięciu przycisku włączenia w celu obudzenia ekranu wszystkie funkcje zostają włączone.
Otrzymuj tylko ważne powiadomienia
Dzięki trybowi STAMINA baterii łączność Wi-Fi oraz ruch danych w trybie gotowości są wyłączone, ale nadal możesz odbierać przychodzące rozmowy, wiadomości tekstowe i alarmy. Ponieważ każdy ma inne potrzeby, w łatwy sposób możesz dostosować, które aplikacje będą otrzymywać powiadomienia […]. Powiadomienia z Facebooka mają być włączone czy wyłączone? Wybór należy do Ciebie.
Źródło: www.sonymobile.com
Pół biedy, gdyby owym czasem pracy chwalił się wyłącznie za pomocą tekstu, który zamiast – jak poprzednio – obiecywać złote góry, tym razem przybliża jedynie istotę trybu Stamina.
Problem w tym, że ktoś najwyraźniej przypomniał sobie przysłowie, że obraz mówi więcej niż 1000 słów. Ten obraz:
Trudno powiedzieć, do czego podłączona została widoczna na zdjęciu Xperia, że na jej ekranie wyświetlił się 9-dniowy oczekiwany czas pracy: do Photoshopa czy do akumulatora samochodowego. Dość powiedzieć, że na moja Xperia, po włączeniu trybu Stamina, nigdy nie obiecywała mi dużo więcej niż 4 dni pracy.
A i te 4 dni można spokojnie włożyć między bajki.
Jako weteranowi Nokii e52 zawsze wydawało się dziwnym określanie mianem „urządzeń mobilnych” czegoś, co rozpaczliwie domaga się podłączenia do ładowarki średnio raz dziennie. Nokię mogłem naładować do pełna i wyskoczyć z nią na weekendowy (ba – tygodniowy!) wypad bez ładowarki, nie martwiąc się o to, że telefon w tym czasie wyzionie swojego elektrycznego ducha.
„Urządzenia mobilne” z kolei robią co mogą, żeby nikt nam w trakcie wyjazdu nie przeszkadzał: przetrwanie podróży jest dla nich zadaniem wystarczającą ambitnym i wyładowują się niedługo po tym, jak dotrą na miejsce. Albo i wcześniej.
Xperia SP nie wypada na tle „urządzeń mobilnych” źle, ale nie wypada też na tyle dobrze, żeby jakoś szczególnie ją chwalić (przy czym, żeby było jasne, „tło” znam przede wszystkim z relacji i obserwacji znajomych).
Ze mną jako użytkownikiem (typowe 24 godziny to 15-18 godzin włączonej komórkowej transmisji danych albo wi-fi, kilka-kilkanaście minut rozmów, parędziesiąt minut gmerania przy telefonie: smsy, internet, muzyka itd.) Xperia SP wytrzymuje dobę do półtorej. Sądząc z własnych doświadczeń, włączenie trybu Stamina pozwoliłoby dość spokojnie doturlać się do 48 godzin pracy bez ładowania. Staminie daleko więc do obiecywanego przez telefon 4-krotnego przedłużenia czasu pracy, ale różnica w porównaniu ze standardowym trybem pracy jest dostrzegalna.
A raczej byłaby, gdybym Staminy używał.
Nie używam jej jednak – chociaż bardzo bym chciał – bo ktoś w Sony najwyraźniej wziął sobie do serca powiedzenie „albo rybki, albo akwarium”: kiedy włączę tryb Stamina, telefon nie pozwala mi zabłysnąć. Czyli – wyłącza powiadomienia za pomocą mrugnięć i błysków świecącego paska. Torpeduje jedną z funkcji, które zdecydowały o wyborze akurat tego telefonu.
Oczywiście można to wytłumaczyć oszczędnością energii, ale będzie to wątpliwe wytłumaczenie: wyłączenie Staminy wcale nie przywraca życia świecącemu paskowi. A żeby było jeszcze ciekawiej, zdarza się, że przy włączonym trybie Stamina pasek jednak działa, informując o nieodebranych połączeniach czy SMSach, i to informując mruganiem… bardziej intensywnym i częstszym niż bez wykorzystania dobrodziejstw tego trybu.
Jak widać, tryb Stamina pachnie błędami w oprogramowaniu.
Poszperawszy po sieci zauważyłem, że nie jestem odosobniony w moich problemach. Na szczęście znalazło się rozwiązanie, które część internautów określiła mianem łatwego: przywrócenie ustawień fabrycznych wraz z usunięciem wszystkich aplikacji oraz ponowna ich instalacja, z ręczną (koniecznie ręczną – bez wykorzystania kopii zapasowej) ponowną konfiguracją.
Mimo że ujęła mnie łatwość tego rozwiązania, jakoś nie miałem ochoty go stosować. Ostatecznie okazało się, że moim przypadku wystarczyło wyłączenie Staminy i następnie wyłączenie i ponowne włączenie telefonu.
Swoją drogą, to kolejny dowód na to, że trudno jest przecenić rolę przycisku „power” w rozwiązywaniu najtrudniejszych problemów natury informatycznej.
5:2.
Na koniec, żeby zrównoważyć moją pobłażliwość w stosunku do aparatu fotograficznego, wspomnę o czymś, o czym dział marketingu Sony nie pisał w samych superlatywach. W rzeczy samej jest to coś, o czym nie pisał chyba wcale. Bo w końcu co ciekawego można napisać o Wi-Fi – że jest?
W przypadku Xperii SP bliższe prawdy byłoby jednak stwierdzenie, że Wi-Fi nie ma.
W swojej recenzji serwis Engadget tak wypowiadał się o możliwościach Xperii SP w zakresie łączności z siecią bezprzewodową: Abominable, horrifying, atrocious – all valid words to describe the range at which it’ll stay connected (Żenada, rozpacz, horror – te słowa dobrze oddają odległość, na jaką można oddalić się od routera, by nie stracić sygnału). Zanim kupiłem SP, byłem przekonany, że to raczej barwna przesada mająca uatrakcyjnić tekst niż oddający rzeczywistość opis… tej, no… rzeczywistości.
Jak się zapewne domyślacie, to jednak był oddający rzeczywistość opis rzeczywistości.
Odbiór Wi-Fi na Xperii SP jest tak fatalny, że człowiek odruchowo wygrzebuje ze śmietnika pudełko od telefonu i sprawdza, czy przez przypadek producent nie ukrył w nim kabla LAN, aby właśnie w ten sposób połączyć się z domową siecią (młodszym Czytelnikom Maltretingu przypominam, że Internet zachowywał się kiedyś jak prąd i nie lewitował w powietrzu jak obecnie, tylko siedział zamelinowany w kablach – na przykład kablach LAN). Każde inne urządzenie z Wi-Fi jakiego używałem u siebie w mieszkaniu, nie miało żadnych – ale to żadnych – problemów z połączeniem z siecią, niezależnie od miejsca. Xperia SP nie ma tych problemów tylko wtedy, kiedy znajduje się w tym samym pokoju, co router. W pozostałych – mogiła.
Siedząc teraz w sypialni pracuję na komputerze, który pokazuje zasięg Wi-Fi 4 kreski na 5 możliwych (drugi laptop, który niedawno wyzionął ducha, pokazywał w tym miejscu wręcz pełny zasięg). Leżąca obok Xperia nie pokazuje nic – żeby złapać zasięg, muszę wyciągnąć rękę z telefonem, tak by ten znalazł się w świetle drzwi.
Być może projektując lub testując Xperię SP Sony zapomniało o tych nielicznych użytkownikach, którzy w domach lub mieszkaniach mają ściany?
Nokia, którą miałem poprzednio (właściwie to wciąż ją mam) łączyła się z moją siecią przez 50-centymetrową ścianę, kiedy byłem u sąsiada na piwie. Nie potrzeba jednak ściany, żeby doprowadzić Xperię do rozpaczy: zerwie połączenie z routerem, kiedy na 4-metrowej drodze do routera zamkną się drzwi balkonowe. Przeszkodą nie do pokonania okazuje kilka milimetrów szkła.
Aha – nie pisałbym tego, gdybym nie był przekonany, że to problem który trapi jeśli nie wszystkie egzemplarze, Xperii SP, to przynajmniej ich sporą część. Wątek poświęcony Wi-Fi to najbardziej gorący wątek dotyczący Xperii SP na forum ze wsparciem technicznym Sony.
Xperia wpuszcza kolejnego gola, a nawet dwa, bo problem z Wi-Fi jest wyjątkowo irytujący. Tym razem strzelcem bramki nie jest jednak dział marketingu, ale żeby nie utrudniać sobie życia, zaliczmy to na jego konto.
Mecz kończy się więc wynikiem 7:2 dla działu marketingu. Zwycięzcy serdecznie gratuluję!
Czy 7:2 to zły wynik? Czy Xperia SP wygrałaby z konkurentami z tej samej półki cenowej? Nie wiem. Ale jedno jest pewne: w konfrontacji z obdarzonym fantazją działem marketingu każdy, nawet najlepszy telefon, ma przegwizdane.