Święta Bożego Narodzenia to czas radości, refleksji, spotkań w rodzinnym gronie i beztroskiego, niczym nieskrępowanego, niepohamowanego obżarstwa. To czas, po którym przerażenie, jakie ogarnia nas, kiedy wchodzimy na wagę łazienkową może się równać tylko z przerażeniem, jakie ogarnia w tym momencie samą wagę łazienkową.
Na szczęście jest sposób, dzięki któremu może oszczędzić stresu i sobie, i nieszczęsnej wadze. Co ciekawe, sposób ten zawdzięczamy ni mniej ni więcej, tylko producentom owianych złą sławą bomb kalorycznych – batonów czekoladowych.
I co jeszcze ciekawsze, sprowadza się on do tego, by jeść ich więcej.
Nie, nie przesłyszeliście się, ani nie przeczytaliście się: należy jeść ich więcej.
Co ważne jednak – należy jeść te, które sprzedawane są w większych opakowaniach.
Do takich właśnie wniosków prowadzi wnikliwa analiza informacji zawartych na opakowaniach batonów dwóch popularnych marek (byłoby ich z pewnością więcej, ale wrodzone lenistwo pozwala mi się skupić tylko na dwóch). Te batony to Snickers, produkowany przez koncern Mars, oraz KitKat – dzieło Nestlé.
I tak, przyjemność zjedzenia porcji batonika KitKat (40 gramów) będzie Cię, drogi Czytelniku, kosztowała konieczność spalenia 213 kalorii (właściwie kilokalorii, ale nie brnijmy w przesadni formalizm). Jeśli jednak zdecydowałbyś się na batonika w wersji reżyserskiej (czyli rozszerzonej o 25%, do 48 gramów), dostarczysz sobie zaledwie 128 kalorii.
Zaskoczeni? Ja też, ale zdjęcia nie kłamią: proszę, poniżej fotka.
Nie może też być mowy o błędzie, bo produkowany przez konkurencyjny koncern baton Snickers ujawnia analogiczne właściwości: w swoim podstawowym rozmiarze (50 gramów) porcja dostarcza 243 kalorie. W wydaniu podwójnym (podwójnym jak podwójnym: zawartość opakowania to 75 gramów) są to już tylko 182 kalorie.
Mam nadzieję, że Czytelnicy – a właściwie, wybaczcie seksizm, przede wszystkim Czytelniczki – dostrzegają drzemiący tu fantastyczny potencjał. W końcu jeśli ilość kalorii spada wraz z rozmiarem batonika, to przed konsumentami rysują się wspaniałe wręcz możliwości dostarczania podniebieniu przyjemności (a centralnego ośrodkowi nerwowemu – endorfin, których produkcję wyzwala czekolada) bez narażania na szwank figury!
I tak, zakładając, że kaloryczność batonika jest odwrotnie proporcjonalna do jego masy, absolutną zerokaloryczność osiągnie już KitKat sprzedawany w opakowaniu 60-gramowym. W przypadku Snickersa wysiłek będzie nieco większy – dopiero opakowanie 150-gramowe będzie fundowało nam przyjemność wolną od niemiłych kalorycznych konsekwencji.
Mało tego – wspomniałem, że liczba marek batoników o cudownych właściwościach jest większa: podobnych efektów możemy spodziewać po Marsie (którego producentem jest, co może wielu zaskoczyć, koncern Mars) oraz Lionie (Nestlé). Niestety, jako się rzekło, wrodzone lenistwo nie pozwoliło mi objęcie analizą także tych dwóch batoników. W końcu wiecie – bloger. Blogerowi kompleksowe analizy są obce.
Czy cudownych batoników jest więcej niż te cztery wymienione? Zapewne, jednak w hedonistycznej pogodni za przyjemnością objadania się czekoladowymi przysmakami trzeba zachować ostrożność: istnieją również batoniki, w przypadku których kaloryczność haniebnie rośnie wraz z rozmiarem.
Takim batonem jest na przykład Twix (ze stajni Marsa): w przypadku 50-gramowego Twixa porcja dostarczy nam 124 kalorie, natomiast dla 75-gramowego Twixa w wersji Xtra będzie to już 186 kalorii – dokładnie o połowę więcej.
Skandal, naprawdę. Tego po prostu się nie da nazwać inaczej, jak tylko skandalem.
***
No dobra, czas odkryć karty. Myślicie, że pierdzielę głupoty?
Ależ skąd.
Ja tylko uciekam się do pewnej manipulacji – mniej więcej takiej, do jakiej uciekły się koncerny Nestlé i Mars. Manipulacji, na którą przynajmniej część z Was naprowadziło użycie słowa „porcja”, którego starałem się używać tak rzadko, jak to tylko możliwe – a jednocześnie tak często, aby prawie wszystko, co napisałem było prawdą.
Mars i Nestlé nie musiały się starać. Mars i Nestlé po prostu przyjęły pewne proste założenie: mianowicie takie, że batona rozdmuchanego do rozmiaru XL nie kupuje się po to, żeby zjeść go więcej. Batona większego kupuje się po to, żeby zjeść go mniej. To przecież logiczne.
Bo widzicie, kluczem oczywiście jest tu słowo „porcja” – która kurczy się wraz z rozmiarem batonika. Powiększony Snickers i powiększony KitKat to już nie jedna porcja, jak ich standardowych rozmiarów bracia. Batony powiększone to dwie porcje, i to w dodatku mniejsze niż standardowy batonik.
Mars i Nestlé przyjęły po prostu założenie, że modelowy konsument batonika w wersji XL zjada na raz porcję mniejszą niż zwykły batonik, a resztę – czyli drugą porcję – zostawia sobie na później.
I dlatego właśnie podwójny Snickers, i powiększony KitKat (a także podwójny Mars i podwójny Lion) sprzedawane są w tych fikuśnych opakowaniach wielorazowego użytku: specjalnie zaprojektowanych i wykonanych z najnowocześniejszych materiałów tak, żeby po zjedzeniu jednej porcji, drugą – niezjedzoną – hermetycznie zamknąć i zabezpieczyć tak, by nie mogła ona z opakowania wyskoczyć i upierdzielić czekoladą torby, kieszeni czy plecaka, w którym się znajduje.
Że mówicie, że są sprzedawane w dokładnie takich samych celofanowych kondomach, w jakich sprzedawane są wszystkie inne batoniki, w szczególności – ich standardowych rozmiarów odpowiedniki? Że po zjedzeniu jednego batonika nie da się ich zamknąć, aby drugiego nie można było zjeść później? Nie może być… Na pewno robicie coś źle.
W tym miejscu warto jeszcze wrócić do Twixa, a właściwie Twiksów – i standardowego, i w wypasionej (oj, to chyba złe słowo?) wersji Extra. Bo nie wiem czy wiecie, ale jeśli zjadacie Twixa sami albo na raz – to robicie to źle. Bo Twix jest, zgodnie z zamierzeniami producenta, dwuosobowy.
Ewentualnie jest w połowie „na później”. Wiecie – celofanowe kondomy, te sprawy. I dotyczy to zarówno wersji standardowej, jak i Xtra.
W każdym razie porcja Twixa to według producenta nie oba paluszki – ale jeden.
Dzięki temu genialnemu w swojej prostocie zabiegowi, na takim Twiksie Xtra producent może przywiesić całkiem widoczną informację o 186 kaloriach zamiast nieco bardziej przygnębiającej liczby 372 kalorii. Piktogram, który wskazuje, że liczba ta może dotyczyć połowy zawartości opakowania (i to właśnie miękkie może dotyczyć, a nie definitywne dotyczy) rzuca się już w oczy zdecydowanie mniej (że już nie wspomnę o analogicznej informacji na KitKacie, która zapisze się złotymi zgłoskami w księdze osiągnięć marketingu okulistycznego – przyjrzyjcie się bliżej dokładniej fotkom tego batona na początku wpisu).
(Tu trzeba uczciwie przyznać, że wielkość porcji jest wskazana wprost – w tabelach z wartościami odżywczymi – na opakowaniach wszystkich omawianych batoników, bez uciekania się do subtelności piktogramów. Równie uczciwie trzeba jednak przyznać, że obaj producenci włożyli nieco wysiłku w to, żeby była to informacja nie rzucająca się szczególnie w oczy.)
Dzięki subtelnemu zabiegowi, producent nie musi pisać otwarcie, że zjedzenie Twixa w wersji Xtra oznacza przyswojenie ponad połowy dziennej zalecanej dawki nasyconych kwasów tłuszczowych, co być może nie stawia jeszcze Twixa na równi ze smalcem, ale też nie spycha go jakoś zasadniczo od niego niżej. Przyznacie sami – 27% wygląda zdecydowanie mniej groźnie niż 54%, prawda?
Na marginesie, być może ten właśnie kreatywność anonimowego brand managera marki Twix pozwala się temu batonikowi trzymać się w cieniu, gdy jego kolega z fabryki, Snickers, regularnie okupuje rankingi najbardziej kalorycznych przekąsek. Zupełnie niepotrzebna skromność (lub zupełnie-nie-wiem-czym-spowodowane seryjne niedopatrzenia osób sporządzających takie rankingu): przy dokładnie tej samej wielkości opakowania (50 g), to Twix jest batonem bardziej kalorycznym, wygrywając o 5 kalorii.
I na drugim marginesie: na rynku jest jeszcze przynajmniej jeden baton, który – podobnie jak Twix – to dwa oblane czekoladą paluszki. I podobnie jak w przypadku Twixa, porcja to jeden paluszek.
I podobnie jak w przypadku Twixa, informacje o wartościach odżywczych podane są w przeliczeniu na jedną porcję. Czyli na paluszek.
Jest tylko jedna, drobna różnica – każdy z tych paluszków jest zafoliowany. Osobno. W swój własny, foliowy kondom.
***
Powoli zbliżamy się do końca, ale zanim ten nastąpi, przeniesiemy się na chwilę na Wyspy, aby przeprowadzić tam mały wywiad.
Otóż na rynku brytyjskim koncern Mars zdecydował się na zmniejszenie wagi Marsów i Snickersów o odpowiednio 12 i 17%, jako element realizacji swoich zobowiązań w ramach Responsibility Deal – wyglądającej na rządową (jakkolwiek wciąż dobrowolną) inicjatywę na rzecz zdrowego stylu życia. Mars zobowiązał się do ograniczenia kaloryczności pojedynczych porcji swoich produktów do maksymalnie 250 kalorii.
Jak jednak wytknął korporacji portal portal The Grocer – mimo solidnego zmniejszenia produktu, koncern nie obniżył jego ceny. Wysłannik Maltretingu postanowił udać do Wielkiej Brytanii, by zadać z głębokim wyrzutem pytanie: „dlaczego?”
Na koniec ciekawostka: podobną deklarację Mars złożył również na polskim podwórku: „Zobowiązaliśmy się, że z końcem 2013 r. wszystkie nasze produkty będą zawierać nie więcej niż 250 kcal na porcję„. Bardzo jestem ciekaw, czy Twix Xtra z łącznym tonażem na poziomie 372 kalorii już wypełnia tę obietnicę dzięki temu, że ktoś wpisał „dwie porcje” na opakowaniu?