Ile ja bym dał za to, żeby wszystkie żarówki ekologiczne (no, powiedzmy, że ekologiczne) były takie jak ta od Philipsa! 10 lat! Obiecują, że będzie pracować 10 lat! Jeśli miałbym takie żarówki kiedy wprowadzałem się do obecnego mieszkania, to do teraz nie wymieniłbym jeszcze żadnej. Ża-dnej!
Tymczasem mieszkam gdzie mieszkam zdecydowanie krócej niż 10 lat, a moje ekologiczne żarówki padają jak muchy. No, może nie jak muchy, ale do 10 lat pracy to im pewnie brakuje pewnie jakichś dziewięciu. A już na pewno ośmiu.
Ile ja bym dał za żarówkę ekologiczną taką jak ta od Philipsa! Ale, ale… właśnie, ile bym dał? Hmmm – powinienem dać dokładnie tyle, ile za żarówkę Philipsa, a ta wcale nie kosztowała specjalnie dużo… Produkt tak rewolucyjnie długowieczny powinien kosztować fortunę – a nie kosztował. Więc może różnica między moimi wcześniejszymi żarówkami a tą philipsowską nie jest tak duża?
A jeśli tak, to czy żarówka Philipsa rzeczywiście wytrzyma 10 lat?
Cóż. Nie pozostaje nic innego, jak tylko wkręcić żarówkę i… czas start! Widzimy się tu z powrotem za 10 lat.
A ja pozwolę sobie wykorzystać to, że nie siedzę już po ciemku oraz mam jeszcze sporo czasu do zakończenia testu, by przyjrzeć się bliżej opakowaniu cud-żarówki.
Okazuje się, że owo 10 lat pracy jest obwarowane pewnymi warunkami: żarówka ma wytrzymać co najmniej 10 tysięcy godzin pracy oraz co najmniej 5 tysięcy włączeń.
Wracając do głównego wątku: szybkie podzielenie 10 tysięcy godzin przez 10 lat doprowadza nas do wniosku, że albo doba liczy sobie nieco ponad 2 godziny i 40 minut, albo producent nie gwarantuje jednak 10 lat ciągłej pracy, tylko jakieś 9 razy mniej. Zresztą nie przesadzajmy – nikt przy zdrowych zmysłach myślałby przecież, że chodzi o ciągłą pracę. W końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie mógłby oczekiwać, że wydawszy miliony dolarów na badania, jakikolwiek koncern jest w stanie dzisiaj – w epoce lotów kosmicznych i Internetu – wyprodukować żarówkę, która działałaby 10 lat bez przerwy, czyli jakieś 9% czasu, przez który potrafią działać żarówki wyprodukowane ponad 100 lat temu – w epoce lotów balonem i rozmów miejscowych.
(Jeśli nie chciało Wam się klikać w link powyżej, zdradzę, że owe antyczne żarówki potrafią działać 112 lat, z jedną, 10-godzinną przerwą w całym tym okresie. Czyli mniej więcej milion godzin.)
Philips nie obiecuje więc, że nowa żarówka pobije 9% czasu pracy swojej wiekowej poprzedniczki. Philips obiecuje, że żarówka ta co najwyżej pobije próg 1% czasu pracy swojej wiekowej poprzedniczki.
Szalone ambicje, naprawdę.
Czy jednak producent spełnia swoje – złożone z takim ogromnym rozmachem – obietnice?
O dziwo – tak. I to nawet z pewną nawiązką. Możecie bowiem spokojnie liczyć na to, że żarówka zainstalowana w pokoju dziennym będzie świecić ponad 10 lat, a ta w kuchni – ponad 13.
Pewne kłopoty zaczną się w łazience, bo tam żarówka padnie po jakichś 5 latach. Jeśli jednak jest to łazienka połączona z kiblem, to nie należy się temu dziwić ani mieć za złe. Nikt w takich toksycznych warunkach nie wytrzymałby zbyt długo.
Że słucham? Że to, co piszę, nie zgadza się z tak zwaną empirią? Że niby eko-żarówki tyle nie wytrzymują?
Ależ wytrzymują, wytrzymują. Ja wszystko policzyłem. Zresztą sami zobaczcie.
Na tak zwanym marginesie: świetlówki o bardzo podobnych parametrach wytrzymałościowych oferują także inni producenci, na przykład Osram czy General Electric. I oni również nie mają specjalnego problemu z obiecywaniem 10- czy 8-letniego czasu eksploatacji. Tak więc nie popełniając większego błędu, można treść tego wpisu odnieść do dowolnego producenta mającego w swoje ofercie żarówkę o obiecywanym mniej więcej 10-letnim czasie prace przy mniej-więcej 10 tys. godzin ciągłej pracy i trwałości mniej więcej 5 tysięcy włączeń.
I na drugim marginesie: jak pewnie zauważyliście, namiętnie używam terminu żarówka lub eko-żarówka – świetlówka kompaktowa oczywiście technicznie rzecz biorąc żarówką nie jest, ale ciągłe powtarzanie słowa „żarówka” brzmi lepiej niż ciągłe powtarzanie słów „świetlówka kompaktowa”, a my nie jesteśmy na politechnice, żebyśmy musieli być tak ultra-precyzyjni.
Założenia
Na potrzeby obliczeń przyjmujemy, że „10-letnie” żarówki trafiają do przeciętnego – a jakże by inaczej – gospodarstwa domowego. Przeciętne gospodarstwo domowe zrywa się co dzień o 7:00, pędzi do kuchni i do 7:20 przygotowuje i zjada śniadanie. Następnie jakieś 20 minut spędza w łazience – przyjmijmy, że nasze gospodarstwo domowe składa się z dwóch osób dorosłych i dwójki dzieci i mimo takiego a nie innego składu osobowego owe 20 minut wystarcza całej czwórce na poranną toaletę.
Prosto z kibla gospodarstwo domowe kieruje swoje kroki do drzwi i wychodzi do pracy tudzież do szkoły, skąd wraca o 17:00. Będąc gospodarstwem z gruntu nudnym i aspołecznym nie wychodzi nigdy na miasto, tylko do godziny 22:00 zalega w pokoju dziennym, poświęcając się grom towarzyskim, odrabianiu lekcji i czytaniu gazet. W tak zwanym międzyczasie zalicza jeszcze jedną 10-minutową wizytę w kibelku (czyli każdy domownik spędza w nim średnio dwie i pół minuty), następnie wizytę w kuchni w porze kolacyjnej (od 19:00 do 19:20 – możemy szowinistycznie przyjąć, że do kuchni wysyła matkę i to ona przygotowuje posiłek dla wszystkich) i wreszcie kończy dzień 30-minutowym seansem w łazience.
W dodatku robi tak bez względu na to, czy akurat jest dzień roboczy czy weekend. Robi tak, bo jestem leniwy i nie chciało mi się wymyślać dodatkowych założeń dla dni wolnych, a potem dłubać specjalnie dla nich formułki w Excelu.
Że nic nie wspominam o sypialni? Sypialnia jest, ale światła w sypialni nie ma. W sypialni się śpi.
Dodatkowo przyjmujemy, że gospodarstwo nie jest prowadzone przez Josepha Friztla, a więc zajmuje lokal, w którym są okna. Obecność okien oznacza, że kiedy to jest tylko możliwe, źródłem światła nie jest żarówka, tylko Słońce. Sztuczne światło wykorzystywane jest tylko przed wchodem Słońca i po jego zachodzie. Wyjątkiem jest kibelek: przyjmujemy, że ten jest tradycyjny i nie uświadczymy w nim designerskiego okna na świat. Niedesignerskiego lufcika zresztą też nie. Niezależnie od pory dnia, wizyta w kibelku oznacza włączenie światła.
Kilka przykładów dla ilustracji:
- jeśli w danym dniu wschód Słońca przypada o godzinie 6:34, to pędząc rano do kuchni nasze aspołeczne gospodarstwo domowe nie musi włączać światła – bo w godzinach 7:00-7:20 Słońce już świeci
- jeśli wschód Słońca przypada o 7:06, to pędząc rano do kuchni nasze gospodarstwo włącza o 7:00 rano światło w kuchni (bo jest jeszcze przed wschodem Słońca), ale 6 minut później je gasi
- jeśli wschód Słońca jest po 7:20, to cała poranna wizyta w kuchni ma miejsce przy włączonej żarówce.
Nadążacie?
Celem całej tej symulacji (chciałoby się powiedzieć eksperymentu myślowego) jest oczywiście obliczenie, ile łącznie godzin rocznie świecić się będzie żarówka w danym pomieszczeniu i ile razy w ciągu roku będzie włączana i wyłączana. I – jak się zapewne domyślacie – symulacja bierze pod uwagę to, że godziny wschodu i zachodu Słońca zmieniają się w ciągu roku.
Oraz to, że godziny te są różne w różnych miejscach naszego globu – aby móc je analizować, trzeba wybrać jedno konkretne miejsce.
Więc wybrałem. Amsterdam.
Amsterdam, bo tam właśnie mieści się siedziba koncernu Philips. W końcu to chłopaki z Philipsa uznały, że 10 tys. godzin pracy i 5 tys. włączeń i wyłączeń żarówki wystarcza na 10 lat eksploatacji. Dość rozsądnym wydaje się oczekiwać, że oparły to na swoim własnym doświadczeniu.
Doświadczeniu amsterdamskim.
Efekty
W zdyscyplinowanej, amsterdamskiej rodzinie 10-letnie eko-żarówki wytrzymują – jak już zresztą pisałem – 10 (a właściwie prawie 11) lat w pokoju dziennym i 13 lat w kuchni. Nie będziemy już na tyle małostkowi i nie będziemy jakoś szczególnie roztrząsać tej wpadki żarówki w kiblu. W końcu już wspominałem, że po 5 latach w kiblu nawet żarówka ma prawo modlić się o śmierć.
Ujęcie tabelaryczne wyjątkowo zdyscyplinowanej rodziny
kuchnia | duży pokój | łazienka | |
roczny czas pracy [godziny] | 118,8 | 931,4 | 365 |
roczna liczba włączeń | 375 | 333,0 | 1095 |
liczba lat pracy na podstawie czasu pracy | 84,2 | 10,7 | 27,4 |
liczba lat pracy na podstawie limitu włączeń | 13,3 | 15,0 | 4,6 |
liczba lat pracy | 13,3 | 10,7 | 4,6 |
10 lat w pokoju dziennym. I 13 lat w kuchni. Naprawdę.
Ręka do góry, kto nie zmieniał eko-żarówki przez 10 lat w pokoju i 13 lat w kuchni.
Cień wątpliwości
Wielu rąk nie widzę (w każdym razie nie widzę własnej), więc spieszę z wyjaśnieniem: eko-żarówka rzeczywiście może służyć nam tak długo i wiernie jak owczarek alzacki, ale tylko wtedy, kiedy wykażemy się podobną dyscypliną jak nasze modelowe gospodarstwo domowe.
Ale bez obaw, to nie jest takie trudne: w kuchni zapalamy światło maksymalnie 2 razy dziennie. Żadnej wieczornej herbatki, żadnego łażenia do lodówki, żadnego podjadania przekąsek – no chyba że po ciemku.
Podobnie w dużym pokoju – jak zapalamy, to zapalamy i gasimy dopiero wtedy, kiedy idziemy w kimę. Nie ma tak, że jeśli akurat nie potrzebujemy światła – bo na przykład akurat film albo przemeldowujemy się do kuchni lub sypialni – to światło gasimy, żeby oszczędzać prąd. O nie, nie, nie – przede wszystkim oszczędzamy limit włączeń-wyłączeń.
No i kibel. 3 wizyty dziennie i ani jednej więcej. I to zorganizowane wizyty – optymalizacja przede wszystkim. Rano cała rodzinka higienizuje się i w miarę potrzeb robi siuśku i kupkę w 20 minut. I koniec. Po przyjściu ze szkoły / pracy zsynchronizowane, grupowe mycie rączek i sikanko w czasie jednej wizyty – bo kolejne „okienko” na załatwienie potrzeb przypada dopiero wieczorem. I jest to okienko ostatnie.
Ale dyscyplina to nie wszystko. W każdym razie nie tylko dyscyplina gospodarstwa domowego. Odpowiednio zdyscyplinować należy także pogodę, a konkretniej – zachmurzenie.
Ale też, żeby oddać sprawiedliwość chłopakom z Philipsa, nigdy nie byłem w Holandii, więc może być, że w Amsterdamie nie miewają takich dni, jak chociażby ostatni weekend w Poznaniu – zaciągnięty ciężkimi, grudniowymi chmurami. Chmurami tak gęstymi i nieskorymi do przepuszczenia choćby promyka światła, że człowiek jeszcze w samo południe zastanawia się, czy słońce na pewno już wzeszło (minutę później wątpliwości co do wschodu Słońca ustępują coraz silniejszemu przekonaniu, że owszem – Słońce już nie tylko wzeszło, ale i zdążyło zajść). Dni tak buroszarych, że miałoby się ochotę – albo i potrzebę, jeśli ktoś ma kurzą ślepotę – włączyć światło zaraz po pobudce i wyłączyć je dopiero idąc spać.
Wiecie – takich dni całkiem typowych dla późnej jesieni i zimy.
Ale może w Amsterdamie takich dni nie mają? Może Amsterdam to taka enklawa czystego nieba w Europie? Miejsce, gdzie niezależnie od pory roku zawsze świeci słońce?
W każdym razie, jeśli w idealnie zorganizowany i zdyscyplinowany dzień naszej amsterdamskiej rodziny wkradłoby się nieco tylko, naprawdę niewiele dezorganizacji i braku dyscypliny, to nagle okazałoby się, że 10-letnie żarówki przestają starczać na ponad 13 lat w kuchni, prawie 11 lat w pokoju i prawie 5 lat w kiblołazience. Jeśli tylko:
- w kuchni zdarzyłoby się nam wcisnąć włącznik raptem jeden raz dziennie więcej w jaśniejszej połowie roku i dwa razy dziennie więcej w ciemniejszej połowie roku, a czas pracy żarówki wydłużyłby się o kwadrans dziennie
- podobnie zwiększyłaby się dzienna średnia włączeń światła w dużym pokoju, przy jednoczesnym wydłużeniu czasu świecenia o – średnio – 30 minut dziennie
- do kibelka chodzilibyśmy dziennie dodatkowe dwa razy, spędzając tam 30 minut więcej,
to czas eksploatacji żarówek skróciłby się z 13,3 lat w kuchni, 10,7 lat w pokoju dziennym i 4,6 lat w łazience do odpowiednio 5,4, 5,7 i 2,7 lat. Wąskim gardłem w każdym przypadku byłaby liczba włączeń-wyłączeń – gdyby nie ona, żarówka w kuchni mogłaby pracować prawie… 50 lat (!) – bo tyle czasu upłynęłoby zanim żarówka wypracowałaby swój „limit” 10 tysięcy godzin eksploatacji. Żeby było jeszcze ciekawiej: zdyscyplinowana rodzina mogłaby sobie tę żarówkę przekazywać z pokolenia na pokolenie, gdyż przy jej oszczędnej eksploatacji żarówka służyłaby – gdyby nie limit włączeń-wyłączeń – przez ponad 84 lata (!).
kuchnia | duży pokój | łazienka | |
roczny czas pracy [godziny] | 210,1 | 1113,9 | 547,5 |
roczna liczba włączeń | 922,5 | 880,5 | 1825 |
liczba lat pracy na podstawie czasu pracy | 47,6 | 9,0 | 18,3 |
liczba lat pracy na podstawie limitu włączeń | 5,4 | 5,7 | 2,7 |
liczba lat pracy | 5,4 | 5,7 | 2,7 |
Wychodzi więc na to, że nie będąc członkiem zdyscyplinowanej amsterdamskiej rodziny możesz liczyć na to, że Twoja obiecująca-10-letni-czas-pracy żarówka przeżyje w odpowiednich warunkach co najwyżej około połowy czasu, który obiecuje producent.
Ale to nie producent robić Cię w bambuko, przeliczając na lata liczbę włączeń i wyłączeń oraz spodziewaną liczbę godzin pracy. To nie producent przyjmuje dla swoich obliczeń założenia, które są kompletnie oderwane od rzeczywistości.
Nie, nie, nie – nic z tych rzeczy.
To nie producent wciska Ci kit. To Ty nie potrafisz używać żarówki!
Na koniec – dwie ciekawostki.
Ciekawostka nr 1
Oprócz eko-żarówki obiecującej 10-letnią pracę, Philips produkuje również eko-żarówkę obiecującą 8-letnią pracę: zamiast 10 tys. godzin trwałości obiecuje ona 8 tys. godzin, ale też zamiast 5 000 cyklów włączeń-wyłączeń ma wytrzymać 10 000. Dzięki temu, żarówka o teoretycznie krótszej o 20% żywotności, w kuchni należącej do niezbyt zdyscyplinowanej amsterdamskiej rodziny będzie pracować dokładnie… 2 razy dłużej niż żarówka 10-letnia. Dokładnie dwa razy dłużej będzie też pracować w łazience. W pokoju dziennym nie będzie już pracować dwa razy dłużej – w tym przypadku będzie pracować od swojej długodystansowej konkurentki o półtora roku. Dłużej oczywiście.
Tak więc pamiętajcie: jeśli będziecie mieli do wyboru dwie żarówki Philipsa, różniące się między sobą deklarowaną liczbą lat pracy, weźcie tę, która ma świecić krócej – jest spora szansa, że będzie działać dłużej.
Ciekawostka nr 2
Osram w swojej ofercie ma świetlówki kompaktowe, które zgodnie z zapewnieniami producenta mają wytrwać do 15 lat. Osram jest tak pewne tego, że jego produkt istotnie będzie działał przez 15 lat, że obejmuje go gwarancją.
Okres gwarancji owej 15-letniej eko-żarówki to… 5 lat.