Dzisiaj odkurzymy szufladę, do której nie zaglądaliśmy już dawno: szufladę z etykietką „drugie dno„, do której trafiają te osiągnięcia specjalistów od marketingu, które z łatwością poddają się radosnej i twórczej reinterpretacji, niekoniecznie zgodnej z intencjami twórców.
Roraima to góra, czy też może płaskowyż o powierzchni 30 km2, wznoszący się na wysokość ponad 2800 metrów nad poziomem morza. Jej strome, niemal pionowe i opłukiwane licznymi wodospadami zbocza opadają do piętrzących się u jej podnóży lasów deszczowych Brazylii, Wenezueli i Gujany (bo właśnie na granicy tych trzech krajów leży Roraima). Mimo tego, że góra leży zaledwie 5 stopni na północ od równika, a temperatury w dzień są mniej więcej takie, jakich oczekiwalibyśmy od pogranicza Brazylii, Wenezueli i Gujany, noc potrafi dać amatorom wędrówek z plecakiem solidnie w kość – temperatura spada w okolice bliskie zera.
Smagana wichrem i zalewana ulewnymi deszczami Roraima stała się niedawno obiektem zainteresowania międzynarodowej sieci hoteli Accor. Uprzedzając jednak ewentualne obawy miłośników surowych krajobrazów nie skalanych ludzką ingerencją: Accor okazał się zdecydowanie mniej rzutki niż pewien rzutki biznesmen z kraju nad Wisłą, i wzniósł na wyłaniającej się z mgieł dżungli majestatycznej formacji skalnej jedynie łóżko.
Ale za to było to łóżko nie byle jakie, ale łóżko, które doczekało się własnej marki: Sweet Bed by IbisTM.
Łóżko wtaszczył na Roraimę znany podróżnik, Aaron Chervenak, wraz ze swoją ekspedycją.
Znaczy mi Chervenak nie jest znany, ale też moja znajomość podróżników kończy się na bohaterach powieści Juliusza Verne’a, a poza tym Accor twierdzi, że Chervenak jest znany. A ja nie mam żadnych powodów, żeby nie wierzyć w każde słowo działów marketingów.
No i też nie tyle wtaszczył, co miał wtaszczyć, ale ostatecznie wtaszczył je za niego helikopter.
Niezależnie od tego, kto i czym łóżko wtaszczył, celem ekspedycji było udowodnienie, że w łóżkach, w jakie wyposażona jest należąca do grupy Accor sieć hoteli Ibis, można się znakomicie wyspać nawet w takich warunkach, jak panują na Roraimie.
Co zresztą, jeśli wierzyć dramatycznemu materiałowi filmowemu zamieszczonemu na stronie dokumentującej ekspedycję, udało się wręcz znakomicie (poniżej: zwiastun).
A spanie na Roraimie to sprawa nieco kłopotliwa: jedna ze stron ze wskazówkami dla turystów sugeruje, że przewidywanie pogody na Roraimie jest wyjątkowo proste: jeśli górę widać, to znaczy, że wkrótce będzie padać; jeśli jej nie widać, to znaczy, że już pada. Do tego dochodzą porywiste wiatry i dokuczliwe zimno w nocy.
Tu pojawia się więc pytanie: dlaczego Ibis miałby sprawdzać, czy w łóżkach hoteli tej sieci można spać w temperaturze +4 stopni Celsjusza (taką zanotowano w trakcie wieńczącego ekspedycję snu), na górze regularnie skąpanej we mgle, smaganej silnymi wichrami i co i rusz zalewanej strugami deszczu?
Czy chodzi o to, że w pokojach hoteli Ibis panując podobne warunki? Czy czeka nas patologicznie niewydajne ogrzewanie, cieknące sufity i przeciągi trzaskające niedomykającymi się oknami i wyjące w instalacji wentylacyjnej? Czy jedynym komfortem, na jaki możemy liczyć w hotelu Ibis, jest łóżko Sweet Bed by IbisTM?
Aby to wyjaśnić, wysłannicy Maltretingu wyprosili o audiencję u Pragnącego Zachować Anonimowość Rzecznika Prasowego sieci hoteli Ibis. I z przyjemnością mogę poinformować, że wszelkie wątpliwości dotyczące standardu pokoi w tej sieci zostały rozwiane raz na zawsze.