Tę reklamę z pewnością znacie. Wieczór, ona i on. Oboje eleganccy, podczas eleganckiej kolacji w eleganckiej restauracji. On, otrzymawszy danie, protestuje: zamiast pieczeni szefa kuchni otrzymał śledzia, w dodatku w ordynarnym plastikowym kubełku – takim prosto z supermarketowej lodówki. Kelner obiecuje, że zaraz pojawi się szef kuchni.
I rzeczywiście: otwierają się drzwi (chociaż może lepszym słowem byłyby tutaj „wrota”) kuchni. W głębi pomieszczenia widać płomienie, które zdecydowanie wymknęły się spod kontroli. Na ich tle pojawia się szef kuchni, który z niepokojącym uśmiechem zmierza do stolika eleganckiej kierunku eleganckiej pary, by – rzuciwszy okiem na śledzia w ordynarnym plastikowym kubełku – zadać pytanie: „jak pieczeń?”.
Usłyszawszy w odpowiedzi „Pieczeń? Przecież to jest śledź!”, szef kuchni odpowiada głosem, w którym da się usłyszeć nutę zniecierpliwienia, a może nawet groźby: „Chce pan dyskutować z artystą?”.
Eleganckiej pary już więcej nie widzimy. Kolejne sekundy wypełniają sugestywne ujęcia krojonych z chirurgiczną precyzją to śledzia, to koperku.
Reklamę wieńczy kadr ze spokojnym i opanowanym szefem kuchni, szczerzącym zęby w niepokojącym uśmiechu.
Wizyta na stronie Lisnera, bo o reklamie śledzia w śmietanie tej właśnie firmy jest mowa, może jednak sugerować, że skojarzenia z Hannibalem Lecterem są nadużyciem. Na jednym ze zdjęć widocznych na stronie, elegancka para jest już w towarzystwie szefa kuchni, który najwyraźniej nie tylko nie dał się przekonać, że śledź to nie pieczeń, ale poczuł się na tyle swobodnie, żeby się do eleganckiej pary dosiąść.
On i ona są jednak uśmiechnięci, co pozornie doskonale wpisuje się to w konwencję znaną z reklam, kiedy to pojawienie się reklamowanego produktu zażegnuje konflikty, rozładowuje napięcia, rozwiewa wątpliwości lub jest zaskakującym rozwiązaniem jakiejś zagadki. Bohaterowie wybuchają śmiechem, reklama kończy się wspaniałym happy endem.
Pytanie tylko, czy to rzeczywiście jest konwencja? W końcu co możesz zrobić, jeśli w restauracji dostaniesz podanego w plastiku śledzia zamiast oczekiwanej pieczeni, a po Twoim proteście dosiądzie się do Ciebie zaskakująco opanowany szef kuchni (i to kuchni, w której właśnie szaleje pożar), który będzie twierdził, że śledź w plastikowym kuble na Twoim talerzu jest pieczenią, a on sam jest artystą?
No co możesz zrobić?
Zachować spokój, uśmiechać się i przy pierwszej nadarzającej się okazji rzucić się do panicznej ucieczki.