Znaczy mam na myśli, że szczera reklama pachnie oksymoronem. Trochę pachnie. A nie, że szczera reklama mBanku pachnie oksymoronem. Trochę.
To znaczy szczera reklama mBanku pachnie oksymoronem, ale… o rany, już czuję oddech prawników mBanku na swoich plecach, i nie mam tu bynajmniej na myśli ich skłonności seksu…
Ani tym bardziej moich!
Miałem na myśli tylko to, że szczera reklama mBanku pachnie oksymoronem, ale nie jako jakiś szczególny przypadek reklamy, ale raczej jej szeregowy przedstawiciel. Chciałem po prostu powiedzieć, że szczera reklama mBanku też pachnie oksymoronem…
Coś czuję, że nie poprawiłem specjalnie swojej sytuacji.
Może ja lepiej po prostu pokażę film, zanim narażę się jakiemuś bitnemu działowi prawnemu. Albo jakiejś mniejszości seksualnej.
[Aktualizacja, 18.11.2014] Życie, jak się nie po raz pierwszy okazuje, pisze najbardziej ironiczne puenty. Dopiero co wczoraj wieczorem opublikowałem ten wpis, a już dziś rano usłyszałem w radiu w klimacie – a jakże – motoryzacyjnym, która jak ulał pasuje do reklamy mBanku swoją rozkoszną dwuznacznością.
Dwuznacznością tym bardziej wyraźną, jeśli dialogi przeczytać od końca. Cytuję z pamięci:
Ona: Kochanie, kup mi jakiś fajny ciuszek.
On: Nie stać mnie.
Ona: A może pojedziemy gdzieś na weekend?
On: Nie stać mnie.
Ona, z nutką uwodzicielskiego smutku w głosie: To może chociaż pójdziemy do restauracji na romantyczną kolację?
On: Nie stać mnie.
Ona, poirytowana do tego stopnia, że słowo „przepraszam” przez moment zabrzmiało, jakby miało być słowem o zgoła odmiennym charakterze: To na co, przepraszam, Cię stać?
On: Na nowego Forda.