Są sprawy, o których trzeba powiedzieć otwarcie, zanim kłamstwo i złudzenia, którymi sobie je tłumaczyliśmy, wryją się w naszą pamięć tak głęboko, że nie będziemy potrafili odróżnić ich od prawdy.
Mój ojciec był pijakiem i tyranem. Któregoś wieczora odbiło mu bardziej niż zwykle. Mama złapała za nóż kuchenny, żeby się bronić. Nie spodobało mu się to, ani trochę. Patrzyłem, jak wbija jej nóż, śmiejąc się przy tym. On odwrócił się do mnie i zapytał: “Skąd taka powaga, synu?”. I rzucił się na mnie z nożem. “Skąd taka powaga, synu?” Wetknął mi nóż w usta. “Wymalujmy na tej twarzy uśmiech” powiedział i…
Tych – nielicznych jak sądzę – z Was, którzy nie zorientowali się, że nie jest to zapis mojej traumy, uspokajam: to nie jest zapis mojej traumy. Mało tego: okazuje się, że nie jest to zapis niczyjej traumy, nawet jeśli grono potencjalnych podejrzanych rozszerzylibyśmy na postaci fikcyjne – bo co prawda słowa te padają z ust postaci fikcyjnej właśnie, ale doskonale przecież pamiętamy, że jest to tylko jedna z wersji tłumaczących, dlaczego ma ona tak koszmarne…
Zajady.
Teraz już wiemy, że blizny, które szpecą twarz Jokera, to nie ślady po ostrzu brzytwy czy noża. Czas odkłamać jego legendę. To zajady.
Bo zajady, moi drodzy, to nie te – owszem, przykre, ale raczej nieduże pęknięcia skóry w kącikach ust. Tak jak oczy to zwierciadło duszy, tak zajady czynią z ust zwierciadło trzewi: w najlepszym razie widać przez nie migdałki, w najgorszym – kolor majtek, które akurat mamy na sobie. Zajady to powód, dla którego ukuto wyrażenie “uśmiech od ucha do ucha” jednocześnie kując także to ze “śmiechem przez łzy”. Bo jakiż inny może być uśmiech, który – jeśli byłby chociaż odrobinę szerszy – spowodowałby, że odpadłaby nam górna połowa głowy. Bo nie miałaby się już czym trzymać połowy dolnej.
Bo, jak przekonują w reklamie telewizyjnej Actisoftin eksperci od ich usuwania, zajady wyglądają tak:
I nie wiem – może ja jestem medycznym ignorantem, ale coś takiego leczy się chyba zszywaczem, a nie kremikiem?
PS. Nie wiem, czemu niejaki Strach na wróble (Scarecrow) z Nolanowskich Batmanów nosił na głowie worek na ziemniaki (dla przypomnienia fotka w stroju służbowym i fotka po godzinach), ale – ośmielony rozszyfrowaniem sekretu Jokera – obstawiam, że chodziło o wciąż żywe kompleksy na tle dopiero co przebytego trądziku młodzieńczego.