Myśli nieodczochrane

mysli-1-tn

Po takim tygodniu, jak ostatni, człowiek może czuć wdzięczność za to, że mieszka akurat w Polsce i wśród – jasne, pełnych swoich wad – Polaków. I nie mam tu na myśli tylko tragicznych i burzliwych wydarzeń na świecie, czyli krwawego zamachu w Nicei i jeszcze bardziej krwawej próby przewrotu w Turcji, ale także – a może przede wszystkim – bolesne rocznice, które obchodziliśmy w minionym tygodniu.

W ostatni poniedziałek Polska wspominała Krwawą Niedzielę, jeden z najbardziej tragicznych aktów Rzezi Wołyńskiej. W tym samym dniu mieszkańcy Bośni i Hercegowiny złożyli do grobów 127 kolejnych zidentyfikowanych ofiar masakry w Srebrenicy. 21. rocznica jej rozpoczęcia przypadała we wtorek. Zeszły tydzień przyniósł także rocznicę brutalnej pacyfikacji Michniowa, symbolu męczeństwa polskiej wsi pod hitlerowską okupacją. Wśród ponad 200 ofiar niemieckiego bestialstwa było 48 dzieci, z których najmłodszym było niespełna dwutygodniowe niemowlę, spalone żywcem w stodole.

Gdzie w tym morzu nieszczęść miejsce na wdzięczność?

W tym, że Polacy nie mają się czego wstydzić. Szaleństwo masowych mordów budziło i wciąż budzi się na całym świecie, nie znając granic, nie zważając szerokość i długość geograficzną. Nie jest wymysłem Hitlera i Stalina, czymś, czego wcześniej nikt nie znał, a później wszyscy się brzydzili.

Budziło się i budzi nieprzerwanie, ale nie w nas. Nie w Polakach.

W Azji Turcy wybijali Ormian, w Afryce Tutsi mordowali Hutu. Pol Pot z kumplami wyrżnął 2 miliony swoich w Kambodży. Amerykanie zbudowali swoją potęgę na mogiłach Indian. Na tym tle dokonana przez wojska japońskie masakra ludności cywilnej w chińskim Nankin, która mogła pochłonąć nawet o połowę więcej ofiar niż Powstanie Warszawskie, wygląda wręcz na nieistotny epizod. Podobnie jak tragiczna teraźniejszość Jazydów czy Koptów na ziemiach pod kontrolą Państwa Islamskiego.

Dawne czasy lub barbarzyńskie kraje? Nie tylko. We współczesnej Europie, wydawałoby się – oazie pokoju, za naszego życia Serbowie, pod okiem NATO i UE, wymordowali w kilka dni tysiące muzułmanów w Srebrenicy, a snajperzy w Sarajewie ścigali się w strzelaniu do cywilów próbujących nosić wodę do zrujnowanych domostw.

Szaleństwo masowych mordów budziło się i budzi nieprzerwanie, na całym świecie. Ale nie w nas.

Co prawda jeśli cofnęlibyśmy się o kolejny tydzień, to na kartach kalendarza znaleźlibyśmy informacje o wydarzeniach w Jedwabnem i Pogromie Kieleckim, ale bądźmy uczciwi: Polacy nie zrobili tego z własnej woli.

W Jedwabnem naszych rodaków zmusili i podburzali do zabijania Niemcy. Myślę, że nikt uczciwy nie będzie dyskutował z tym, że to na nich spada odpowiedzialność za tę tragedię. Polacy ratowali Żydów, a nie ich zabijali.

Z kolei kwestię Pogromu Kieleckiego dobrze ilustruje relacja z obchodów rocznicy pogromu kieleckiego, w jednym z serwisów informacyjnych w Radiowej Trójce. Najpierw przywołano w niej słowa prezydenta z uroczystości rocznicowych, który mówił, że nie ma usprawiedliwienia dla tej zbrodni. Że nie może być w Polsce miejsca na rasizm, antysemityzm, nienawiść.

Tych, których spokój mogła burzyć myśl, że oto zwykli ludzie – jacy jak Ty czy ja – zwrócili się przeciwko swoim sąsiadom, by ich zabić, koił kolejny głos, historyka. Przypomniał on, że w dużej mierze za tragedię odpowiadają komunistyczne władze.

Krótką relację kończył głos ludu, dwóch przypadkowych osób. Mocny, dobitny, rozwiewający ostatecznie wszelkie wątpliwości: tej zbrodni nie mogli dokonać kielczanie. To byli ubecy i prowokatorzy. To nie byli prawdziwi Polacy.

My nie mogliśmy tego zrobić. Nie prawdziwi Polacy.

***

Polacy. Naród sąsiadujący z dwiema najbardziej morderczymi nacjami w historii, Rosjanami i Niemcami (w dobrej kolejności wymieniam?). Ci pierwsi w poprzednim stuleciu mordowali dziesiątkami milionów, głodem, chłodem i kulami. W większości „swoich”, oraz tych, którzy mieli nieszczęście być za „swoich” uznani. Ci drudzy z zabijania uczynili porażający swoją precyzją, skalą i efektywnością przemysł.

Polacy. Sąsiadujący także z potomkami kolaborujących z hitlerowcami Litwinów (wyżynających Żydów), kolaborujących z hitlerowcami Białorusinów (nękających polskich patriotów) i wreszcie potomkami prymitywnych Ukraińców, z widłami i siekierami topiących Wołyń w morzu krwi.

Polska. Biała wyspa sprawiedliwości, prawości i szacunku dla bliźniego, oblana przez ocean żądzy krwi i przemocy. Otoczona przez nacje tak przeżarte złem i plugastwem, a mimo to w jakiś cudowny sposób biologicznie izolowana od typowego dla sąsiadów genu mordu. Kulturowo w cudowny sposób nietknięta nienawiścią na tle narodowościowym.

Tak. To ma sens.

Jeśli nawet zdarzy się coś złego w Polsce, to nie Polacy są tego zła przyczyną, ale Prowokatorzy. Okupanci. Pełniący obowiązki Polaków. Wszyscy, tylko nie prawdziwi Polacy.

Prawdziwemu Polakowi zło jest obce. Jeśli czuje gniew, to wyłącznie słuszny. Jeśli wymierza karę, to sprawiedliwą i zasłużoną. A jeśli nawet zrobi coś złego, to jedynie zmuszony lub zmanipulowany przez zdrajców, kłamców i wrogów ojczyzny.

***

Historia nie uczy nas tylko tego, że nienawiść jest zła.

Historia uczy nas tego, że nienawiść może obudzić się wszędzie.

Podsycają ją proste recepty i wskazywanie winnych nieszczęść, rozpalają ją manipulacja, kłamstwa i propaganda. Jedni jej ulegną, gotowi, by czynić zło, inni będą tych tych pierwszych „tylko” popierać – i nawet jeśli to zło będą dostrzegać, to uznają je za zło konieczne na drodze do realizacji wyższego celu. Jeszcze inni okażą bezwzględne posłuszeństwo, nie zastanawiając się nad tym, komu i czemu służą. Ktoś będzie chciał powiedzieć „nie”, ale zamilknie – bo jego głos i tak niewiele znaczy. Bo cóż on może. Bo jego sprzeciw nic nie zmieni. Bo się boi. Bo ma rodzinę, której musi zapewnić byt.

Jeszcze inni uznają, że w cywilizowanym świecie pewne rzeczy wydarzyć się nie mogą. Że są granice, które po prostu nie mogą zostać przekroczone.

Aż wreszcie, gdy wszystkie składniki wymieszają się ze sobą we właściwych proporcjach, zabójczy koktajl nienawiści, chęci odwetu za doznane krzywdy, strachu, posłuszeństwa silniejszemu, milczenia, przekonania o własnej niemocy, obaw o bliskich – eksploduje, zbierając krwawe żniwo.

Tak, jak stało się to w hitlerowskich Niemczech.

Tak, jak stało się to w Jedwabnem i Kielcach.

Tego nas uczy historia, pani minister edukacji narodowej.

Kiedy czytamy o wojennych bestialstwach, słowa „bydlaki” czy „zwierzęta” wręcz wypierają z myśli słowo „człowiek”. Ale, jak trudno nie byłoby nam tego przyznać, to ludzie ludziom zgotowali ten los. Prawdziwi ludzie. Tacy jesteśmy. Prawdziwi Niemcy. Prawdziwi Rosjanie. Prawdziwi Tutsi. Prawdziwi Ukraińcy. Prawdziwi Japończycy. Prawdziwi Serbowie.

I prawdziwi Polacy.