Vitkac. Bo nic tak nie buduje wrażenia luksusu i nie dodaje prestiżu, jak zamiana przaśnego, lokalnego W na eleganckie, światowe V.
Pravda?
Oczywiście, że pravda. Stylowa nazwa to podstawa wizerunkowego sukcesu. Firma będąca właścicielem internetowego sklepu vitkac.com (i zdaje się, że także jego murowanego odpowiednika), wie o tym najlepiej.
W końcu nazywa się Wolw-Pol.
Aż szkoda, że nie Wolw-Pol-Tradimpex.
Vitkac nie jest już czytelnikom Maltretingu zupełnie obcy: całkiem niedawno kontemplowaliśmy możliwość zakupu swetra obrzuconego przez największych światowych krawców granatami odłamkowymi. Zresztą nie byłby obcy i bez mojej pomocy – całkiem niedawno zapisał się on złotymi zgłoskami w historii polskiej dumy narodowej, wprowadzając do sprzedaży bluzę z hymnem, którą udowodnił, że prawdziwym patriotą może być nie tylko odwiedzający przedszkole Caritasu przebrany za Mikołaja gołodupiec z ONRu, ale także – nie przymierzając – Kuba Wojewódzki, dla którego rozstanie się z kwotą 2 639 zł, bo tyle owa bluza kosztowała, nie stanowi większego problemu.
Jeszcze wcześniej Vitkac – tym razem jako sklep jak najbardziej namacalny – nie dość, że postawił się w nie do końca przepisowej odległości 13 metrów od sąsiedniego budynku mieszkalnego, to jeszcze przebrał się za torbę, zabierając przy okazji kawał chodnika.
W tej ostatniej sprawie warto oddać na chwilę głos rzeczniczce ZDM Warszawa, której kilka pytań zadała stołeczna Wyborcza:
Zwyczajowo nie wydajemy zgody na zajęcie pasa drogowego pod reklamę. Tutaj okoliczności były wyjątkowe. Wyjątkowość miała polegać na tym, że firma Louis Vuitton, bo to za jej torbę przebrał się Vitkac, podobne instalacje realizowała w całej Europie Wschodniej. – Bylibyśmy jedynym krajem, który nie wyraziłby zgody na taką reklamę. Inne kraje takie zgody wyrażały.
Jeśli któregoś kreatywnego marketera kusi w tym momencie, by również zająć chodnik i wykorzystać kontrowersje w mediach jako dopalacz zasięgu dla reklamy, to pani rzecznik na łamach Wyborczej studzi entuzjazm: ten wyjątek nie oznacza, że każda firma, która złoży wniosek o postawienie podobnej reklamy, otrzyma zgodę.
Jako gorącego miłośnika chodników, takie podejście bardzo mnie cieszy. Muszę jednak przyznać, że na tej radości solidnym cieniem kładzie się świadomość, że urzędnicy miejscy traktują różne firmy w różny sposób w oparciu o przesłanki nie mające kompletnie nic wspólnego z prawem.
No, ale co ja się przejmuję. Nie mój chodnik, nie mój problem, nie mieszkam w Warszawie. Skończmy więc ten nieco już przydługi rys historyczny i przejdźmy do zasadniczej części tekstu, czyli poradnika – jak żyć i w co się ubierać, kiedy się jest celebrytą.
Aby uprzedzić ewentualne komentarze – tak, dzisiejszy tekst to efekt zawiści, małości, zazdrości, poczucia życiowego niespełnienia, a nade wszystko finansowej frustracji. Dzisiaj (a właściwie nie tylko dzisiaj, ale dzisiaj szczególnie) jestem jak wiedziona nienawiścią wobec burżuazji uboga praczka z Paryża w czasach Rewolucji Francuskiej, która plądrując pałac Tuileries wpada do garderoby Marii Antoniny i przerzuca znalezione tam wytworne suknie, na które nigdy nie było i nie będzie ją stać, a następnie drze je, spluwając na podłogę i miotając obelgi pod adresem jej właścicielki. Albo jak ukraiński bezrobotny, który odkuwając się za lata swojego życiowego nieudacznictwa, szturmuje rezydencję prezydenta Janukowycza, by zatrzymać się jak wryty na widok słynnej złotej toalety dyktatora.
I zanim zacznę na dobre – dzisiejszy tekst jest długi, nawet mimo tego, że zasadniczą część swojej długości zawdzięcza obrazkom. Zrozumiem więc, że – mimo że w moim odczuciu jest to czynność zabawna – w pewnym momencie możecie poczuć się znudzeni przeglądaniem Vitkacowej garderoby. W końcu co za dużo, to niezdrowo, a to, gdzie jest owo „za dużo”, jest kwestią bardzo subiektywną.
Mam jednak prośbę – jeśli rzeczywiście poczujecie się znużeni kolejnymi przykładami, nie zamykajcie jeszcze przeglądarki. Zanim to zrobicie, przeczytajcie samą końcówkę tekstu, czyli fragment po trzech gwiazdkach (o takich: ***). Mam tam dla Was jeszcze jedną niespodziankę. Obiecuję, że nie będzie to kolejna pozycja asortymentowa z Vitkaca.
Tymczasem wróćmy jednak do złotej toalety…
Poradnik dla mężczyzn
…bo pierwszy rekwizyt bardzo do niej pasuje – jeśli ktoś z Was uważa, że defekuje się najlepiej sadzając dupsko na złotym kiblu i w adekwatnym stylu urządził sobie łazienkę, to powinien do niej chadzać ubrany stosownie do okoliczności, a więc akcentując styl i przepych (czegokolwiek by słowo „przepych” w kontekście defekacji nie znaczyło). Do tego zaś wyśmienicie nadają się – cytuję opis na stronie sklepu – „bokserki z barokowym nadrukiem”, dostępne za jedyne 1 169 zł. Złotym nadrukiem, ma się rozumieć.
Oczywiście, jakie wytworne one by nie były, to w samych gaciach prawdziwy gentleman nie paraduje po włościach. Dlatego wizyta w łazience wymaga odpowiednio barokowego szlafroka (4 649 zł).
Tym samym, łączny koszt wizyty w kiblu prawdziwego celebryty zamyka się kwotą 5 818 zł.
Po wyjściu z kibla, prawdziwy celebryta udaje się do pracy, lub też – to w zasadzie bardziej sensowne rozwiązanie – pokazuje się w na mieście ubrany w ciuchy sugerujące, że już z tej pracy wrócił. Dzięki Vitkacowi, celebryta może uchodzić za sól tej ziemi już za jedyne 1 301,30 zł, kupując „szorty dresowe z plamami po farbie”.
I słowo „jedyne” nie jest tu bynajmniej ironią. Pomyślcie, ile kosztowałoby zapewnienie sobie efektu plam po farbie we własnym zakresie – najpierw wizyta w Budomarkecie, potem malowanie ściany w domu i wreszcie wynajęcie fachowców, żeby poprawili po nas to, co sami raczyliśmy spartolić?
Naprawdę, te szorty to czysty zysk. Z naciskiem na „czysty”.
Tu oczywiście należy wyrazić nadzieję, że Vitkac pomyśli także o tych celebrytach, którzy chcieliby dać otoczeniu do zrozumienia, że sprawdzają się w innych zawodach. Dla fanów drwali mogłyby to być jeansy z wiórami po wyrębie lasu wbitymi w tkaninę, a dla wielbicieli mundurów – granatowe spodnie w kant z plamami krwi po pałowaniu antyrządowej demonstracji.
Wracając do aspektu ekonomicznego: opłacalność zakupu szortów z plamami po farbie nie jest dziełem przypadku – to raczej reguła. Laikowi wydawać by się mogło, że Vitkac handluje towarem szalenie wręcz drogim, ale nic bardziej mylnego. Ekonomia zakupu, jak czytamy na stronie z męskimi jeansami, to argument wręcz kluczowy:
Można zaryzykować stwierdzenie, że modne jeansy męskie są najbardziej pożądanym i lubianym elementem garderoby. Zdobią witryny sklepowe niemal wszystkich odzieżowych butików. Być może ta powszechność wbrew pozorom im szkodzi. Bowiem na rynku pojawiła się niezliczona ilość niesprawdzonych modeli, które nadają się do wyrzucenia po kilku praniach.
Wielu zatem uważa, że najrozsądniej jest stawiać na markowe jeansy męskie, które tworzą najsłynniejsi projektanci. Takowe znajdziemy chociażby w internetowym sklepie Vitkac.com. Oferta jest bardzo bogata, i, co najważniejsze, sprawdzona. Spodnie zakupione od wiarygodnego sprzedawcy posłużą nam na lata, dlatego warto jest w nie zainwestować.
Zaufajcie mi: jeansy za 4 365 zł to inwestycja (to cytat!), która szybko się zwróci!
Kontynuując temat celebryckich nóg, rzutem na taśmę kupujemy gustowne podkolanówki z jeszcze bardziej gustowną pszczołą (okazja! 493,50 zł zamiast wcześniejszych 705 zł) oraz równie gustowne skarpetki z takąż głową pantery – za 415 zł – i…
…zabieramy się za… chyba za buty. Chyba – bo to są buty, prawda?
W każdym razie to włochate to kangur. Naprawdę. I z pewnością znakomicie uzupełni stylizację z bokserkami w barokowe wzory i złotym sedesem.
Co do natury kolejnego produktu oraz surowców wykorzystanych do jego produkcji, wątpliwości są zdecydowanie mniejsze. To japonki. W 100% z gumy.
Taka czystość surowca oczywiście musi kosztować. I kosztuje. 905 zł kosztuje konkretnie.
No dobra. Obkupiwszy się w gacie, skarpetki, spodnie i japonki, dorzucamy do koszyka szykowny sweter z aniołkiem, kwiatkami, wężem i różowym serduszkiem za 17 715 zł i kierujemy się w kierunku akcesoriów.
Na pierwszy ogień idzie torba, która sama w sobie stanowi dowód na równouprawnienie: nie dość, że facet też może mieć torbę (wręcz torebkę, bo nominalnie to kopertówka), to podobnie jak kobieta, może przepuścić na nią majątek!
Moja koleżanka swój – niewielkich gabarytów – samochód, nazywała pieszczotliwie torbą na zakupy. Był tańszy od powyższej kopertówki, nawet kiedy błyszczał nowością za szybą salonu – 49 165 zł (to cena torebki, nie samochodu).
Samochód był tańszy pewnie dlatego, że więcej palił.
Ale przynajmniej w ogóle nadawał się na zakupy!
Na szczęście najwięksi projektanci potrafią połączyć cenę z funkcjonalnością, i w kategorii o swojskiej nazwie shopper znajdziemy torbę, w której da się przenosić chleb, mleko i pół kilo ziemniaków, a mimo to wciąż jest droższa od samochodu koleżanki: 35 725 zł.
OK, jesteśmy ubrani, obuci, wysrani i ubabrani (farbą! farbą, oczywiście!), poszliśmy też do Tesco po konserwy z torbą wartą więcej, niż miesięczne zarobki wszystkich pracujących kasjerek, pora więc na strawę dla ducha. Tej poszukamy w kategorii lifestyle, dzięki której na pytanie „mieć czy być”, udzielisz odpowiedz godnej prawdziwego humanisty: „raczej to drugie, reszta dla pani”.
Najdroższą pozycją w tej kategorii jest bowiem książka:
Książka Bottega Veneta 'When your own initials are enough’ autorstwa Tomasa Maiera. Zbiór zdjęć produktów marki oraz informacje na temat historii jej powstania. Wydawnictwo Rizzoli.
Nie jestem tylko pewien, które to inicjały miałyby w tym przypadku wystarczyć: BV czy TM?
W każdym razie, będzie to z pewnością jedno z najbardziej wartościowych wydawnictw na Waszej półce.
Albo przynajmniej najwięcej wartych.
Albo, żeby nie drażnić filozofujących ekonomistów, rozróżniających pojęcia wartości i ceny, najdroższych.
Zresztą to nie jedyne książki – Vitkac dba o rozwój swoich klientów. Oraz o wpojenie im odpowiedniej hierarchii wartości: książka Anatomy of Fashion jest niemal dokładnie dwa razy droższa (359 zł), niż inna pozycja poświęcona anatomii, Anatomy of an Actor, o Marlonie Brando (159 zł).
Tymczasem…
Poradnik dla kobiet
Kobiety swoje miejsce w społeczeństwie powinny znać, dlatego przewodnik dla nich jest dopiero drugi w kolejności. Żeby jednak odeprzeć zarzuty, że myśl feministyczno-emancypacyjna jest mi zupełnie obca, zaczniemy go od spodni. Konkretnie od jeansów, które – jak czytamy na vitkac.com – stały się popularne w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to nie zyskały popularności, bo musiały zaczekać XX wieku, a konkretnie – do roku1 922:
Obecnie są stałym elementem garderoby kobiet z całego świata. Ale nie zawsze tak było. Modne jeansy damskie popularne stały się stosunkowo późno, bo dopiero w drugiej połowie XIX w.
[…]
Wreszcie w modzie damskiej przyszedł czas na jeansy dla kobiet. Pojawiły się one w 1873 roku za sprawą Leviego Straussa, ale wówczas nie zyskały wielkiej popularności i były noszone przez robotników oraz młode dziewczyny, wykonujące prace fizyczne. Dopiero w 1922 roku firma wyszła naprzeciw oczekiwaniom kobiet i zaprojektowała pierwsze w pełni przeznaczone dla nich spodnie jeansowe damskie.
Mimo że kobiece jeansy zachwycają swoją niebanalną historią godną Schrödingera, to wyglądają jednak zaskakująco zwyczajnie. Oczywiście ze wszech miar należy je za te cztery czy trzy tysiące kupić, ale aby odeprzeć ewentualny zarzut, że ubierasz się w Lidlu, zawsze noś przy sobie paragon.
Jako że spodnie mamy już z głowy (co jest możliwe, oto dowód), przechodzimy do butów. Aura o tej porze roku wyjątkowo często raczy nas wilgocią z gatunku odpychających i zniechęcających, więc z propozycji Vitkaca sugeruję wybrać te łączące elegancję z impregnacją. Na przykład kalosze Festival, którym, zgodnie z nazwą, żaden czerwony dywan nie powinien być straszny.
Cena na poziomie 1 789 zł jest moim zdaniem wyjątkowo uczciwą, jak na tak udane połączenie czystej rasowo gumy, szyku, walorów użytkowych i logo nad sprzączką. W podobnej cenie – 1799 zł – proponuję również parasol, który być może stanie się, wbrew kolorowi, białym krukiem. Dlaczego? Bo ma – cytuję – „rączkę w kształcie czaszki”, od której dziwniejsza jest już tylko czaszka w kształcie rączki.
Paniom niezbyt skłonnym do kompromisów z pogodą polecam z kolei… zaufajmy może opisowi: sandały.
Sandały szczególnie polecam na wizyty w banku, gdzie wywierają błogosławiony wpływ na ocenę zdolności kredytowej. Jakże mogłoby być inaczej, skoro nawet po solidnej obniżce, kosztują 6 884,50 zł.
Tym zaś paniom, które marzą o sukcesach sportowych, z powodzeniem można rekomendować tę oto parę butów sklasyfikowanych jako sportowe, które – o ile będą używane do trenowania innych dyscyplin niż brydż sportowy lub szachy – stanowią niemal pewną przepustkę do udziału w paraolimpiadzie w kategorii „zawodniczki z wielokrotnymi złamaniami kończyn dolnych”.
Dolną część damskiego, celebryckiego korpusu możemy już chyba uznać za obsłużoną, w ekspresowym tempie więc zajmijmy się górną, przyoblekając ją w znany już klimatyzowany – szrapnelem – sweter, by jak najszybciej móc przejść do akcesoriów, bo…
Trudno wskazać równie genialny element damskiej garderoby. Torebki i torby na ramię damskie są kwintesencją naszych potrzeb – użytkowych i estetycznych.
Nie no, serio:
Owych genialnych elementów damskiej garderoby Vitkac oferuje aż 39 stron po 40 sztuk na każdej, ale na szczęście nie ma potrzeby przeglądać wszystkich. Posortowana od najdroższych do najtańszych, już na drugiej stronie lista przebija granicę 10 tysięcy złotych, a więc wpada w rejony, które nie zrobią wrażenia na czytelniczkach Pudelka.
Więcej sensu wydaje się mieć kategoria shopper bagsów, w której jednak…
…hej, nie patrzcie tak na mnie! Shopper bagsów, tak jest napisane, o proszę:
Jest tak więc napisane i w zasadzie dziwne, że nazwy tej Vitkac nie stosuje z większą konsekwencją, gdyż nieco niżej czytamy następujące hasło:
Torebki shopper – damski must have
W tym nominalnie polskim zdaniu udało się Vitkacowi zastąpić 60% przaśnej polszczyzny kosmopolityczną angielszczyzną, ale to porażka, nie sukces. Wszak pisząc shopper bagsy zamiast torebek shopper, udałoby się ten wskaźnik podnieść do 80%.
W kategorii językowego wyrafinowa… pardon, językovego vyrafinovania, Vitkac musi jeszcze nad sobą popracować.
W dodatku, jak już zacząłem pisać, a przerwałem – chcąc wytłumaczyć się z shopper bagsów – najdroższa z torebek przynosi jednak rozczarowanie, bo okazuje się, że jest to torba… męska!
No chyba że to gender – to przepraszam.
Jako że jednak gender jest ostatnio wątpliwy politycznie, przechodzimy szybciutko do kategorii toreb do ręki (której nazwa każe nam zastanowić się, do jakiej części ciała może być jeszcze torba), gdzie czytamy m.in.
Torbą i torebkom damskim do ręki zawdzięczamy bardzo wiele, począwszy od niezawodnego sublimowania stylizacji, na redukcji stresu skończywszy.
Jako absolwentowi mat-fizu, sublimowanie kojarzy się co prawda z przechodzenie ze stanu stałego w gazowy z pominięciem stanu ciekłego, jednak w redukcję stresu jestem gotów uwierzyć bez reszty. W dzisiejszych czasach torebka za 14 405 zł spokojnie może mieć wbudowaną funkcję terapeuty.
W końcu, skoro żelazko może mieć wbudowaną funkcję strażaka, to czemu nie?
Zresztą wiara mnie nie zawiodła – dosłownie (i to jest autentyk) pół minuty po tym, jak spisałem swoje przypuszczenia odnośnie funkcji terapeuty, zajrzałem na stronę Vitkaca i…
Kontynuujmy jednak, tym bardziej, że dotkniemy teraz kwestii bardzo poważnej. Otóż kupno torebki, o czym nie wszyscy wiemy, to decyzja wymagająca dużej odpowiedzialności. Vitkac informuje bowiem, że:
Dla wielu kobiet wybór odpowiedniej torebki to akt bardzo osobisty. Powstaje w nas pragnienie poczucia do niej sympatii, pewnej bliskości.
No właśnie, drogie panie – zakup torebki może się okazać ogromnym wyzwaniem, gdyż wiąże się z powstawaniem pragnienia poczucia do niej sympatii. Co jednak się stanie, gdy mimo pragnienia poczucia sympatii, samej sympatii nie poczujecie? Czy wyobrażacie sobie, jak w ciemnym pokoju, nie mogąc liczyć na zrozumienie partnera, który od godziny przymierza przed lustrem bokserki w barokowym wzorem, zadajecie sobie te przeszywające bólem pytania: dlaczego? Dlaczego?! Dlaczego nie darzę mojej torebki sympatią? Co jest ze mną nie tak?
Czy jestem wyrodną właścicielką? Czy jestem potworem?!
Drogie Panie… takie dramaty. Takie emocjonalne zagubienie. Taki cios w poczucie własnej wartości!
Wtedy, jeśli zawiedzie Was funkcja terapeutyczna torebki, zostanie Wam tylko jedno.
Nie mogąc szczęścia dać sobie, w przypływie rozpaczy poświęcić życie, by obdarzyć nim kogoś innego.
Dziecko
Dziecko zreferujemy krótko, bo niestety – dział dziecięcy jest zaskakująco płytki. Zaczynamy od początku, czyli od niemowlęctwa. Na początku zresztą też skończymy, bo mamy już za sobą 15 tysięcy znaków, a to całkiem sporo, jak na blogowe warunki.
Buty.
Wybór butów dla niemowląt to jedna z najważniejszych decyzji młodych rodziców.
Rzeczywiście, doskonale pamiętam ta rozmowy z żoną do późnej nocy – które buty wybrać? Te? Tamte? A może jednak te wcześniejsze? I później ten gryzący sumienie dysonans pozakupowy – czy na pewno wybraliśmy właściwe? W końcu to jedna z najważniejszych decyzji młodych rodziców!
Właściwie dobrane, wpłyną pozytywnie na jego rozwój.
Zapamiętaj: chcesz wychować kolejnego Einsteina, nie możesz zaniedbać kwestii obuwia.
Oprócz komfortu, buty dla niemowląt powinny być również stylowe.
To prawda. Dziecko nigdy ci nie wybaczy niemarkowej taniochy. Dotyk crocsów z Lidla za 39,90 boli przez całe życie.
Dlatego koniecznie kup dziecku buciki za 889 zł. Nie żałuj. Nie przejmuj się, że wyrośnie. W końcu dostajesz 500+.
Na marginesie – 899? Nie 900? Albo 1100? Skąd tyle tych dziewiątek w Vitkacu? Umówmy się: to jest sklep, w którym wszystko ma być drogie i ma wyglądać – także na metce z ceną – na drogie. Tymczasem ceny w Vitkacu wyglądają, jakby je ustalał weteran polityki cenowej Biedronki.
Dobra, wróćmy do ubierania naszej pociechy. Buty są? To śpioszki. Najlepiej w zestawie – wychodzi taniej. Zaledwie 935 zł za body z krótkim rękawkiem z (cytuję) logo marki, body z długim rękawkiem z (cytuję) wzorem charakterystycznym dla marki, czapkę i śliniak. Dwa ostatnie elementy oczywiście z „wzorem charakterystycznym dla marki”.
Pamiętaj! Brak wzoru charakterystycznego dla marki czy – o zgrozo – kupienie śpioszków w lokalnym markecie, to oczywisty sygnał dla dziecka: nie kocham cię. A stąd już prosta droga do regularnych wizyt pracowników opieki społecznej, problemów z nauką, używek w czwartej klasie, kryminału w piątej (po trzech latach powtarzania czwartej) i dożywocia w szóstej.
Prawdziwą miłość udowadnia się jednak dopiero rezygnując z kompromisów. Tylko dziecięce body za 1 885 zł nie pozostawi złudzeń, co do temperatury Twoich uczuć
Coś na wierzch? Płaszczyk. Taki za 2 709 zł. Uczciwa oferta, jak na ciuszek na jeden sezon.
Co prawda wydawać by się mogło, że za tę kasę można ciepło i schludnie ubrać dziesiątkę dzieciaków w płaszczyki zasadniczo nie gorszej jakości, ale to pozory. Podobnie jak tanie śpioszki, płaszczyki za 300 zł to wylęgarnie kryminalistów.
Nie chciałbym jednak kończyć tak dramatyczną nutą, dlatego na finisz proponuję radę optymistyczną i pozytywną.
Dobierając poszczególne elementy ubranka dla niemowląt, można stworzyć wspaniałą stylizację w rozmiarze mini, która zachwyci wszystkich i sprawi, że nasze dziecko stanie się małą ikoną mody wśród swoich rówieśników.
Bo, droga matko – dziecko „zachwyca wszystkich” tylko wtedy, kiedy jest ubrane w ciuszki, za który Ty zapłaciłaś więcej, niż sąsiadka za ciuszki dla dziecka, wózek dla dziecka, zgrzewkę słoiczków Gerbera dla dziecka i strategiczny zapas pampersów dla dziecka – i dla dziadka – na najbliższe trzy miesiące.
Dziecko nie jest szczęśliwe, dopóki nie czuje, że jest „małą ikoną mody wśród swoich rówieśników”.
Nawet jeśli nie ma bladego pojęcia, co to znaczy, bo jego świat pojęć sprowadza się do gu-gu i ga-ga.
***
Kiedy opublikowałem na Facebooku link do dziurawego swetra (który wtedy kosztował prawie cztery tysiące złotych), posypała się lawina komentarzy. W większości kpiarskich, ale parę z nich – poważnych. Wśród tych drugich m.in. taki: „zastanawiam się kto z nas by się śmiał, gdyby dotarł do takiego poziomu finansowego w życiu, że powyższe ceny nie zrobiłby na nim takiego wrażenia”.
Odpowiedziałem, że mam nadzieję, że wysokość tego poziomu zależy nie tylko od kondycji finansowej głównego zainteresowanego, ale także od jego kondycji mentalnej. Jednak już gdy pisałem tę odpowiedź, gdzieś z tyłu głowy rozpychała się niemiła świadomość, że podczas gdy my – to znaczy ja i czytający ów wpis – nabijamy się z ciuchów, których ceny uznajemy za głęboko nienormalne, obok nas żyje wielu ludzi, którzy za absurdalne uznają pieniądze, które my (zdefiniowani jak wyżej) wydajemy na zakup swoich kurtek, but i bokserek. I nie jest to efekt ich źle pojętego poczucia oszczędności.
Świadomość ta stała się jeszcze bardziej niewygodna, kiedy przeglądałem sklep Vitkac.com i wybierałem bohaterów do tego tekstu – a właściwie kiedy ich odrzucałem, stwierdzając na przykład, że 1 931 zł nie jest szczególnie szokującą ceną dla czapki. W końcu to przecież jedwab. To przecież królicza skóra. Nic dziwnego, że tyle kosztuje.
Chociaż to przecież kwota, za którą można by karmić i poić przez kilka (kilkanaście?) dni jakąś przymierającą głodem, afrykańską wioskę.
Za jedną, głupią czapkę.
Ale przecież nie trzeba sięgać po takie skrajne (?) odniesienia. Zamiast głodującej wioski w odległej Afryce, weźmy kasjerkę w lokalnym supermarkecie. Czy torba na zakupy kosztująca tyle, co jej całoroczna pensja, to wołający o pomstę do nieba wyraz niesprawiedliwości świata, czy też może naturalna – i na swój sposób zdrowa, bo motywująca – konsekwencja działania systemu, w którym premiowane są talent, praca i łut szczęścia?
Nie wiem.
Ale myślę, że warto sobie takie pytania zadawać. Mimo tego, że nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek potrafili sobie na nie odpowiedzieć.
Ci, którzy twierdzą, że potrafią, nieco mnie przerażają.