Drogie Live Nation, niech was wstęp nie myli. Będzie o tym, jak załatwiacie reklamacje.

Live Nation cz. II

Podlasie. Tereny żubra, najrzadszej w kraju sieci dróg i Zenka Martyniuka. To jego biografię, nadawaną na antenie Polskiego Radia, słyszę jako pierwsze dźwięki, gdy udaje mi się dojść do porozumienia z mini-wieżą marki TZS  First (Austria, mp3, surround, moc 1200W PMPO) w domku, w którym spędzam wakacje.

Domek jest ładny, ale widać, że w ostatniej fazie zabrakło właścicielom sił, by go wykończyć. Meble i wyposażenie ruchome to tradycyjny agroturystyczny demobil: przypadkowe łóżka, przypadkowe talerze i kubki. Niedbale pociągnięty kabel antenowy do nieobecnego telewizora, przyczepiony do ściany skrawkami taśmy malarskiej, dynda nad drzwiami. Zwijam go i wrzucam na szafkę przy oknie, za którym kabel ma swój początek.

Ciepła woda pod prysznicem jest. Ale tylko wtedy, jak przykucnę. Nie to, żeby moja pozycja miała jakiś wpływ na hydraulikę: ciśnienie jest zbyt niskie, by wypchnąć ciepłą wodę na więcej niż metr nad ziemię, więc kiedy stoję, to mogę sobie umyć najwyżej…

No, ważne, że ciepła woda w ogóle jest.

Nie ma za to szybki w drzwiach między pokojem a łazienką, ktoś po prostu zapomniał jej wstawić. Ma to swoje dobre strony: zapomniany ręcznik można zamówić i odebrać nie otwierając drzwi. Gdy włączy się ciepłą wodę, światło w pokoju i w łazience wyraźnie przygasa – instalacja elektryczna nie wytrzymuje obciążenia generowanego przez przepływowy podgrzewacz wody.

Właścicielka mówi, że czajnik elektryczny działa, ale trochę przecieka, ale nie mamy się przejmować. Nie przejmujemy się, wodę na herbatę gotujemy w garnku.

Nikt nie narzeka.

Jestem kilkanaście kilometrów od granicy z Białorusią, ale w telefonie wyłączam domyślny automatyczny wybór sieci i ustawiam na sztywno Plus 2G. Robię to, żeby nasz rodzimy operator nie naciągnął mnie na stawki roamingowe: przed zmianą ustawień co chwila łączyłem się z białoruskimi sieciami.

Przyroda w pełnym rozkwicie, sygnał komórkowy w zaniku. I bardzo dobrze.

Jerry i naprawdę krótka odpowiedź na długie pismo

Ten szczątkowy sygnał wystarcza jednak, by od czasu do czasu telefon ściągnął pocztę. Ściąga między innymi maila od niejakiego Jerry’ego – pierwszej osoby, która dała mi znać, że wysłała przygotowaną przeze mnie reklamację do Ticketmaster, w związku z koncertem Guns N’Roses. Jerry przesyła mi odpowiedź, którą dostał:

W odpowiedzi na Pana reklamacje informuję, że wszelkiego rodzaju zastrzeżenia organizacyjne prosimy kierować do głównego organizatora, którym jest LIVE NATION POLSKA. Sugeruję, aby Pana reklamacja została wysłana w formie pisemnej bezpośrednio do LIVE NATION.

Ticketmaster wysyła tę odpowiedź 3 sierpnia, e-mailem. Przypuszczam, że po powrocie do Poznania, w tradycyjnej skrzynce na listy będzie na mnie czekać odpowiedź podobnej treści.

Nie czeka.

I nie podobnej treści – bo kiedy po kilku kolejnych dniach przychodzi, jest sporo dłuższa. Krótka, obcesowa odpowiedź dla Jerry’ego zwraca jednak moją uwagę na pewien szczegół w liście adresowanym do mnie, na który normalnie być może nie zwróciłbym uwagi.

Co ciekawe, odpowiedź dla mnie, wysłana tradycyjną pocztą, datowana jest także na 3 sierpnia. W odpowiedzi na identycznie brzmiące pisma, tego samego dnia, Ticketmaster wysyła dwie różne odpowiedzi. Wydaje mi się to trochę dziwne – trochę pachnie burdelem w Archeo…

Narzeczona Olgierda

Historię Olgierda znam z treści reklamacji, którą do mnie wysłał.

Oczywiście wysłał ją do mnie po tym, jak wysłał ją do Live Nation.

Olgierd przyjechał na koncert z narzeczoną, a narzeczona z szyną usztywniającą na kostce. Z powodu tej ostatniej, Olgierd na stadionie pojawił się z narzeczoną – i z szyną – już o 17:30, aby nie mieć problemu z zajęciem miejsca: kupił bilety do strefy nienumerowanej. Wchodząc na trybuny, trafił na sektor P/O. Aby uniknąć kłopotów, spytał pracownika obsługi, gdzie znajdują się miejsca nienumerowane.

Błąd.

Pracownik obsługi odpowiedział, że mogą usiąść właśnie w sektorze P/O. Podobne wskazówki usłyszało najwyraźniej wielu innych posiadaczy podobnych biletów, bo po 18:00 zaczęli pojawiać się pierwsi posiadacze biletów na miejsca tym razem już numerowane właśnie w tym sektorze i zaczęli wypraszać zajmujących ich miejsca fanów, siedzących niedaleko Olgierda.

I jego narzeczonej.

I jej szyny.

Nie trzeba było zresztą długo czekać, bo pojawili się także posiadacze biletów na miejsca, które zajmował Olgierd z narzeczoną. Tłumaczenia, że miejsca zostały wskazane przez obsługę niewiele dały, Olgierd z narzeczoną musieli opuścić zajmowane miejsca. Niewiele dała również prośba skierowana do obsługi o pomoc:

„Nic nie poradzimy, jest bałagan”.

Warto tu odnotować że druga część wypowiedzi pracownika była pocieszającym dowodem na to, że wbrew krzywdzącym organizatora opiniom, jakie pojawiły się później w sieci, obsługa jednak doskonale orientowała się w sytuacji na stadionie.

Dla tej części z Was, która oprócz perypetii Olgierda i narzeczonej śledzi także losy szyny i obawia się, że o niej zapomniałem, spieszę z wyjaśnieniem, że szyna siedziała na tym samym miejscu, co jej właścicielka, więc i jej nie ominęła przesiadka. A właściwie nie tyle przesiadka, co przestójka, bo w tak zwanym międzyczasie obsługa usztywniła swoje stanowisko w sprawie zajmowania miejsc:

„Do innych stref nie możecie Państwo wejść”.

Państwo pozostali (z naciskiem na „stali”) więc na schodach. Stojąc wśród innych osób, które spotkała podobna sytuacja.

Nie mając miejsca siedzącego – koniecznego ze względu na kontuzję narzeczonej Olgierda – w połowie koncertu Olgierd, narzeczona i szyna zmuszeni byli opuścić stadion. Jako że Olgierd pewnie to czyta, oszczędzę mu listy piosenek, które go ominęły.

Olgierd złożył reklamację. W liście skierowanym bezpośrednio do organizatora, czyli Live Nation, domagał się zwrotu połowy ceny zakupionych biletów oraz połowy kwoty za dojazd, na symboliczną zresztą kwotę, bo chodziło o transport lokalny.

Dziękujemy za wyrażenie opinii dotyczącej koncertu Guns N’ Roses w Gdańsku (20.06.2017 r.). Jest nam przykro, iż koncert nie spełnił Pana oczekiwań.

Po zapoznaniu się z Pana uwagami musimy jednak stwierdzić, iż nie ponosimy odpowiedzialności za wskazane przez Pana uchybienia, wobec czego nie możemy uznać tej reklamacji.

Olgierd pisze odwołanie, a mi przypominają się słowa, które usłyszałem od prawnika w trakcie prac nad poprzednim tekstem dotyczącym koncertu. Słowa, które padły na marginesie naszych dyskusji, przy okazji jakiejś historyjki z branży koncertowej, ale które z jakiegoś powodu zapamiętałem wyjątkowo dokładnie:

„Podstawowym obowiązkiem organizatora jest umożliwienie posiadaczowi biletu zajęcie wskazanego na nim miejsca.”

Live Nation najwyraźniej inaczej pojmuje swoje obowiązki lub uważa, że nie jest odpowiedzialne za działania wynajętych przez siebie pracowników obsługi, bo w krótkiej odpowiedzi na odwołanie podtrzymuje swoje wcześniejsze stanowisko, w którym – co naprawdę warto podkreślić – nie tylko nie kwestionowała relacji Olgierda czy nie wskazywała na brak możliwości jej potwierdzenia, ale de facto ją potwierdzała, określając zachowanie obsługi „uchybieniami”.

Sebastian i osiem biletów. Albo pięć. Albo dwa.

Z Sebastianem być może widziałem się na koncercie, bo Sebastian również kupił bilety do Golden Circle. Podobnie jak ja uznał, że miejsce, z którego przyszło mu oglądać koncert, nie miało nic wspólnego z Golden Circle, więc – znowu podobnie jak ja – domagał się zwrotu różnicy pomiędzy ceną biletu do Golden Circle, a ceną biletu na „zwykłą” płytę.

Podobnie jak ja, Sebastian reklamację składał nie do Live Nation, ale do sprzedawcy – Ticketmaster Poland.

Na tym jednak podobieństwa się kończą, bo Sebastian, w przeciwieństwie do mnie, był zdecydowanie bardziej obrotny i swoją reklamację wysłał już 2 dni po koncercie.

Poza tym Sebastian miał nieco więcej szczęścia, niż ja: dostał od Ticketmaster to, czego żądał. 800 zł, bo kupił osiem biletów. Dostał też od tej firmy wiele listów.

W pierwszym, streszczając stan faktyczny, Ticketmaster stwierdza, że Sebastian „dokonał zakupu pięciu biletów na koncert Guns N’Roses”, po czym spółka Ticketmaster Poland sp. z o.o. „wywiązała się z umowy i dostarczyła dwóch biletów umożliwiających wzięcie udziału w koncercie i zajęcie miejsc siedzących w sektorze Golden Circle”.

Serio. Ticketmaster nie tylko nie umie liczyć, nie umie też pisać: „dostarczyła dwóch biletów”.

I tych dwóch biletów umożliwiało zajęcie miejsc siedzących. W Golden Cirlce.

Na marginesie, to trochę podważa teorię, w myśl której mogłem spotkać Sebastiana na koncercie. Nie spotkałem, bo nie widziałem nikogo z krzesełkami. Sebastian musiał być więc gdzieś daleko ode mnie.

Co akurat jest bardzo prawdopodobne: w związku z rozmiarami sektora, w Golden Circle bardzo łatwo było być daleko od siebie. Łatwo też było być daleko od sceny.

W każdym razie, podsumowując swoje stanowisko, firma stwierdza, że w związku z tym, że wywiązała się z umowy, to nie widzi podstaw „do zapłaty kwoty 742,63 zł”.

Sebastian odpowiada Ticketmasterowi, że list nie jest odnosi się do jego roszczeń i zawiera wiele błędów w opisie stanu faktycznego. Zwraca również uwagę na pewną istotną okoliczność, którą dla suspensu zdradzę dopiero za chwilę.

Ticketmaster jeszcze tego samego dnia przesyła kolejnego maila. Tym razem, poza adresatem, numerem zamówienia i podobnymi detalami, jest to ta sama odpowiedź, którą dostałem ja.  Identyczna. I identycznie negatywna.

Tym razem Ticketmaster podaje wreszcie prawidłową kwoty żądania: 800 zł. Wciąż jednak nie panuje nad liczbą biletów – wspomina o dwóch.

Muszą mieć niezły burdel w tym Archeo, naprawdę.

I to naprawdę niezły, bo kiedy Ticketmaster wysyła do Sebastiana swoje odpowiedzi, jest już 8 sierpnia. To nie tylko później, niż zostały wysłane odpowiedzi na maltretingowe reklamacje (szablon opublikowałem prawie 3 tygodnie po tym, jak Sebastian wysłał swoją reklamację). To przede wszystkim później, niż termin wskazany w art. 7a ustawy o prawach konsumenta. Zgodnie z tą ustawą, brak odpowiedzi na reklamację w terminie 30 dni jest równoznaczny z uznaniem jej treści, a więc i wyrażonego w niej żądania.

I właśnie na tę okoliczność, po raz drugi zresztą, zwraca uwagę Sebastian.

Ticketmaster, który 8 sierpnia odpowiadał na maile Sebastiana z prędkością błyskawicy, milknie.

Odzywa się dopiero 10 dni później.

Sebastian dostaje maila, w którym przed słowem „który” brakuje przecinka. W którym powołano się na „art. 7”, nie precyzując jednocześnie, gdzie ów „art. 7” się znajduje. W którym zamiast art. 7 cytuje się art. 7a (co akurat jest poprawne, gdyż – czego Ticketmaster nie pisze – chodzi o ustawę o prawach konsumenta). W którym wraz z przywołanym artykułem ustawy, wklejony zostaje kompletnie nie związany z sytuacją komentarz z płatnego serwisu lex.pl, do którego zachowują się linki. Maila, który kończy następujące zdanie:

Pańska reklamacja nie została odpowiedziana w ustawowym terminie 30 dni  i z tego też względu na Pańskie konto zostanie przekazana żądana kwota 800 zł na numer konta przesłany w wezwaniu do zapłaty.

Reklamacja nie została odpowiedziana.

W poprzednim tekście pisałem, że nad odpowiedzią na dobrze udokumentowaną reklamację Live Nation (tudzież Ticketmaster – to jeden pies) będzie musiało się poważnie zastanowić, ale widzę, że solidnie przesadziłem. Na reklamacje w Ticketmaster odpowiada najwyraźniej Google Translator.

I to po pijaku.

Maltreting

Nie zanudziłem Was częścią obyczajową? Jeśli nie, to spróbuję zrobić to częścią merytoryczną, cytując Wam odpowiedź, którą dostałem między innymi ja i Sebastian (za drugim razem). Pozwolę sobie od razu fragmenty te komentować.

W imieniu Ticketmaster Poland sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie, w odpowiedzi na pismo z dnia [data] zawierające reklamację sposobu wywiązania się przez Ticketmaster Poland sp. z o.o. z obowiązków wynikających z umowy sprzedaży biletów na koncert zespołu Guns N’Roses, który odbył się w dniu 20 czerwca 2017 roku informuję, że brak jest podstaw do uznania reklamacji oraz zapłaty kwoty [kwota] złotych tytułem [x-krotności] różnicy pomiędzy ceną biletu do sektora General Admission a Golden Circle.

Ticketmaster już na wejściu rozwiewa ewentualne nadzieje.

W dniu [data] dokonał Pan zakupu [liczba] biletów na koncert zespołu Guns N’Roses, który odbył się w dniu 20 czerwca 2017 roku w Gdańsku.

Ten fragment teoretycznie nie powinien budzić kontrowersji, jednak – jak pokazuje przykład Sebastiana – dla Ticketmaster nie ma rzeczy niemożliwych.

W trakcie procesu zakupu biletów został Pan poinformowany, że mapka znajdująca się na stronie internetowej jest mapką poglądową, że rysunek odzwierciedla ogólny układ miejsc w obiekcie oraz, że w przypadku niektórych wydarzeń układ i położenie poszczególnych miejsc może ulec zmianie. Dokonał Pan wyboru sektora Golden Circle, który znajduje się najbliżej sceny.

Otóż trzy sprawy, drogi Ticketmasterze. Po pierwsze, naprawdę nie trzeba mi przypominać, że mapka ma charakter poglądowy, bo doskonale zdawałem sobie z tego sprawę i wspominałem o tym w treści reklamacji. „Poglądowym charakterem” nie da się jednak wytłumaczyć 4-krotnej (!) zmiany proporcji wielkości sektora GA i GC, o czym również pisałem w reklamacji. Do tego zarzutu już się jednak nie odnieśliście.

Po drugie, rzeczywiście – wybrałem sektor Golden Circle, który znajduje się najbliżej sceny. Niestety, śmiem twierdzić, że faktycznie nie otrzymałem miejsca w sektorze, który znajduje się najbliżej sceny. Twierdzenie, że rzeczywiste Golden Circle na Guns N’Roses, że to sektor najbliżej sceny, jest co najmniej manipulacją. Powiedzcie, że „Golden Circle na Guns N’Roses to sektor, który był najbliżej sceny” tym, którzy stali na jego końcu – jest spora szansa, że dostaniecie w mordę. I słusznie, bo sektor to nie punkt, sektor to obszar.  Bliżej sceny były de facto sektory na trybunach: duża część, być może nawet większość powierzchni sektora Golden Circle znajdowała się dalej od sceny, niż jakiekolwiek miejsca w sektorach B i Q.

Po trzecie wreszcie, wskazywałem również, że sama nazwa sektora była nieadekwatna do jego charakteru. Do tego zarzutu również się nie odnieśliście.

Zgodnie z zawartą umową Ticketmaster Poland sp. z o.o. wywiązała się z umowy i dostarczyła bilety umożliwiające wzięcie udziału w koncercie w wybranym sektorze.

W związku z faktem, że Ticketmaster Poland sp. z o.o. pośredniczy w sprzedaży biletów nie ma wpływu i nie ponosi odpowiedzialności za organizację, rozmieszczenie i wielkość sektorów.

Drogi Ticketmasterze, o ile jestem gotów zgodzić się, że nie macie wpływu na organizację, rozmieszczenie i wielkość sektorów, to w przypadku Guns N’Roses, wbrew temu co piszecie, ponosicie odpowiedzialność za wielkość sektorów. Ponosicie, ponieważ jako podmiot profesjonalny oraz wyłączny dystrybutor biletów na koncert GN’R, znaliście dokładne liczby biletów przeznaczone do sprzedaży w poszczególnych sektorach. W związku z tym doskonale zdawaliście sobie sprawę, że:

  • wielkość sektorów GC i GA na mapce – a zwracam uwagę, że mapka była opatrzona Waszym logo – dramatycznie wypacza proporcje pomiędzy liczbą biletów w tych sektorach, czym wprowadza kupujących bilety w błąd,
  • nazwa Golden Circle kompletnie nie przystaje do charakteru sektora i jako taka, także wprowadza kupujących w błąd.

Waszą – jako sprzedawcy biletów – odpowiedzialność i współwinę za wprowadzenie w błąd wskazywałem i podkreślałem wytłuszczeniem w tekście reklamacji. Ponownie jednak, nie ustosunkowaliście się do tego zarzutu.

W związku z powyższym reklamacja nie może zostać uwzględniona i brak jest podstaw do zapłaty rzeczonej kwoty [kwota] złotych.

Zapewne domyślasz się drogi Ticketmasterze, że pozwalam sobie nie zgodzić się z tą opinią? Domyślasz się pewnie także, że wyrazem tej niezgody będzie kolejne pismo, które – podobnie jak poprzednie – udostępnię na Maltretingu?

No więc, drogi Ticketmasterze, słusznie się domyślasz. Udostępnię.

Na koniec sprawa, na którą być może nie zwróciłbym uwagi, gdyby nie odpowiedź do Jerry’ego, w której Ticketmaster bezceremonialnie stwierdzał „to nie nasza sprawa, uwagi należy kierować do organizatora”. To samo podejście Ticketmaster zdaje się prezentować także w liście powyżej. „Zdaje się”, bo tak naprawdę trudno powiedzieć, jakie jest stanowisko firmy: z jednej strony zdaje się właśnie twierdzić „to nie nasza sprawa”, ograniczając swoją odpowiedzialność do sprzedaży i dostarczenia biletu, z drugiej – jednak przedstawia argumenty merytoryczne. Wątłe, ale jednak. Nie bardzo więc wiadomo, czy podstawą do odmowy jest to, że reklamacja jest według Ticketmaster nieuzasadniona stanem faktycznym, który rzekomo był zgodny z informacjami podawanymi w trakcie sprzedaży biletów, czy też według Ticketmaster, to nie sprzedawca biletów powinien być adresatem reklamacji, a Live Nation.

Na wypadek, gdyby w grę wchodził ten drugi wariant, to mam kilka uwag i byłbym wdzięczny, gdyby Ticketmaster wziął je sobie do serca, kiedy otrzyma odwołanie od swojej decyzji dotyczącej reklamacji:

  • Przypominam, że Ticketmaster ponosi odpowiedzialność za przygotowanie i prezentowanie wprowadzających w błąd informacji na temat sektora Golden Circle (oraz sektora GA),
  • Zapisy dotyczące reklamacji znajdują się wyłącznie w regulaminie Ticketmaster Poland sp. z o.o. – nie ma ich w regulaminie Live Nation sp. z o.o. Co więcej, w regulaminie Ticketmaster znajduje się obecnie zapis, z którego jasno wynika, że Ticketmaster może rozpatrywać reklamacje wespół z organizatorami,
  • Jeśli Ticketmaster uważa, że adresatem reklamacji powinno być Live Nation, to pragnąłbym również przypomnieć, że w zakładce „o nas” pojawia się zdanie: „Ticketmaster jest częścią firmy Live Nation Entertainment Inc.”
  • Sposób, w jaki zostanie potraktowane odwołanie, znajdzie swoje odzwierciedlenie w mojej (i być może nie tylko mojej) korespondencji z rzecznikiem praw konsumenta oraz UOKiK. W przypadku tej drugiej instytucji wiem, że zawiadomienia, które przygotowałem, dotyczące zarówno Live Nation sp. z o.o., jak i Ticketmaster Polska sp. z o.o., są już analizowane przez urzędników i jeśli jego efektem będzie wszczęcie postępowania w sprawie praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów przed Prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (vide art. 47 ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów), to ewentualne dalsze wypieranie się odpowiedzialności i przerzucanie na klienta ciężaru kontaktowania się z podmiotem z tej samej grupy kapitałowej, z pewnością nie polepszy sytuacji Ticketmaster/Live Nation. Nie wiem, czy warto w tej sytuacji ryzykować niewielką w sumie kwotę (sami twierdzicie, że reklamacji dostaliście nie więcej, niż 10 – do tego wątku chciałbym zresztą wrócić w osobnym tekście).

Wreszcie, nie mogę odmówić sobie przyjemności zadania tego pytania: czy Ticketmaster naprawdę uważa, że jest sens wysyłać reklamację do organizatora, który twierdzi, że nie ponosi odpowiedzialności nawet za działania pracowników obsługi koncertu?

Poglądowy charakter mapki a gdański koncert Depeche Mode

W każdym razie, Ticketmaster w zasadzie nie odniósł się do argumentów wskazanych w tekście reklamacji i teoretycznie w odwołaniu można byłoby poprzestać na powtórzeniu ich. Można byłoby,  gdyby nie to, że w międzyczasie Live Nation sp. z o.o. i Ticketmaster Poland sp. z o.o. dostarczyły kolejnego – jeszcze silniejszego –  argumentu na zasadność reklamacji.

Otóż Live Nation w Polsce (i chyba tylko w Polsce) najwyraźniej kieruje się logiką, w myśl której „poglądowy charakter” mapki umożliwia zupełną dowolność w wytyczaniu granic poszczególnych stref. Tymczasem stało się coś, co tej logice przeczy: fani Depeche Mode zauważyli, że mapka przedstawiająca układ widowni na gdański koncert tej kapeli w roku 2018 zmieniała się i wraz z upływem czasu, sektor bezpośrednio pod sceną rozrastał się.

I ten przypadek sukcesywnie podmienianej mapki jasno wskazuje, że mimo poglądowego charakteru, wielkość sektorów na grafice ma znaczenie. Oraz że zdają sobie z tego sprawę obie spółki z grupy Live Nation.

Gdyby bowiem, jak chcą Ticketmaster i Live Nation, wielkość nie miała znaczenia, to po co Ticketmaster w ogóle zadawał sobie trud podmieniania grafiki? Po co zmieniać coś, co nie ma znaczenia?

No chyba, że jednak ma.

Wymowne – i merytorycznie znaczące – jest także to, że sektor pod sceną (na pierwszej wersji mapki naprawdę niewielki) nie nazywał się już Golden Circle, a GA1. To z kolei pokazuje, że Live Nation zdaje sobie sprawę, że nazwa Golden Circle faktycznie wprowadzała w błąd. Bo znowu – jeśli nie wprowadzała, to dlaczego Live Nation zaniechało „złotego” nazewnictwa?

Wygląda na to, że próbując wykiwać fanów, Live Nation zakiwało samo siebie. Moje gratulacje.

Tak więc, drogie Live Nation, drogi Ticketmasterze, to jeszcze nie koniec.

A jak dobrze pójdzie, to będzie dopiero początek.


Tekst odwołania od decyzji Ticketmaster zamieszczam tutaj. Pamiętaj, że wysyłając odwołanie robisz to w swoim imieniu. Nie mogę ponosić odpowiedzialności za skutki – w tym w szczególności za ich brak – wysłania go przez Ciebie. Udostępniając treść listu, nie świadczę również pomocy prawnej.

Podobnie jak poprzednim razem, za pomoc w przygotowaniu treści listu dziękuję kancelarii Walawski – Kancelaria Radcy Prawnego ze Szczecina. Ponownie krnąbrność blogera nie pozwoliła mi uwzględnić wszystkich przekazanych uwag, jednak resztki przyzwoitości każą mi być za wszystkie wdzięcznym.