Mogłoby się wydawać, że 3-procentowa zawartość serów owczych w produkcie, który z definicji jest serem owczym, jest rekordem historycznym.
I rzeczywiście, okazuje się, że istotnie jest to rekord historyczny. Historyczny, bo został już pobity. W dodatku przez tego samego producenta i ten sam (a jednak jakże już inny!) produkt: firmę Mlekovita i jej „Bryndzę Podkarpacką”.
Podkarpacki prolog…
Nie uprzedzajmy jednak faktów i mimo tego, że sprawa jest już w zasadzie nieaktualna, spróbujmy nacieszyć się ową historyczną bryndzą.
Oto ona:
Zanim przejdziemy do analizy podkarpackiego składu, chciałbym zatrzymać się na chwilę przy grafice opakowania, którą producent przytomnie, w obawie przed tym, żeby konsument nie wziął iście fotorealistycznego krajobrazu za prawdziwy, podpisał słowem „ilustracja”.
Mianowicie: o ile wydaje mi się, że zwierzęta na drugim planie (odwzorowane zgodnie z podstawową zasadą perspektywy, że im dalsze, tym większe) to krowy, to zachodzę w głowę, czym są zwierzęta na planie pierwszym.
Powiedziałbym, że psy, ale jest ich trochę za dużo – tyle psów do pilnowania trzech krów? Może owce? Również nieco zbyt dużo – przecież producent nie chciałby chyba sugerować, że w jakikolwiek sposób stanowią one większość, skoro zdecydowanie nie stanowią?
Sądząc po anatomii, obstawiałbym niesporczaka…
…ale jestem otwarty na propozycje w komentarzach. Wspólnym wysiłkiem możemy rozwiązać tę zagadkę!
Tymczasem przejdźmy do składu, który – jak na ser z mleka owczego przystało – otwierają sery z mleka krowiego. Stanowią drobne 94% całości. Sery owcze ze swoim 3-procentowym wynikiem załapały się co prawda na pudło, ale jakby nie patrzeć, strata do lidera jest jednak solidna.
Kolejne składniki to swojska sól, równie swojskie skrobie modyfikowane i wreszcie najbardziej swojska, tradycyjna na wskroś guma guar, której jest – jeśli oprzeć się na statystyce i portalu ABC Zdrowie – prawdopodobnie ok. 1%, bo w takiej ilości składnik ten ma być zwykle stosowany.
Oczywiście ktoś mógłby uznać, że 1% to wielkość, nad którą pochylanie się jest dzieleniem włosa na czworo, ale hej – to zaledwie dwa punkty procentowe mniej, niż składnika, który chociażby encyklopedia PWN wskazuje jako główny wskaźnik bryndzy. A zaledwie dwa punkty procentowe mniej, niż udział głównego składnika, to jakby nie patrzeć – wciąż sporo.
Zresztą dlaczego mielibyśmy nie zatrzymywać się przy składniku, którego obecność powinna być powodem do dumy Podkarpacia? Guar uprawiana jest bowiem głównie w Indiach (85% światowych upraw), Pakistanie (14%) oraz – pozostały 1% – w USA, Australii i Afryce. A to oznacza, że skoro Bryndza Podkarpacka jest klasyfikowana przez Mlekovitę jako produkt „regionalny”, to nawet drobni serowarzy, ba – pasterze! – od wielu pokoleń prowadzą ożywioną wymianę handlową z Azją Południową.
Tudzież z Ciupago, chociaż akurat o tym to wiemy dość dobrze.
Bo przecież nikt chyba nie wątpi, że guma guar znalazła się w Bryndzy Mlekovity, gdyż przewidują ją tradycyjne podkarpackie receptury, a nie dlatego, że wywrócenie do góry nogami składu spowodowało takie zmiany w konsystencji gotowego produktu, że trzeba ją było ratować, sięgając do pozycji E412 (to właśnie guma guar) na europejskiej liście dodatków do żywności?
…i równie podkarpacki epilog. Od razu. W końcu jak bryndza, to bryndza.
To jednak, jak już wiadomo, przeszłość. Dziś Mlekovita ma w swojej ofercie Bryndzę Pokarpacką 2.0, w przypadku której udało się… zresztą sami zobaczcie:
Agata, która podesłała mi informację o bezowczej bryndzy, nie jest przekonana, czy to są jaja, czy też może Mlekovita chwali się, że udało jej się zrobić bryndzę bez bryndzy.
Ze swojej strony mogę dodać jedynie, że to z pewnością nie są jaja – nie po to Mlekovita zapewniła sobie możliwość przylepienia na swój produkt etykietki „żadna owca nie ucierpiała w procesie produkcji tej bryndzy”, żeby teraz uzupełniać dopiero co ograniczoną listę eksploatowanych zwierząt o jedną pozycję.
Tym bardziej, że jak się dowiedziałem, eliminacja serów owczych z bryndzy to dopiero początek…
I wszystko jasne. Teraz nie pozostaje nic innego, jak bacznie przyglądać się, co się będzie działo z paprykarzem szczecińskim.
—-
Fotografia owcy podkarpackiej na wstępie: Keith Weller