Kiedy przed ostatnimi Walentynkami usłyszałem reklamę jednej z sieci elektromarketów, że akurat obniża ona ceny na „laptopy, tablety i smartfony oraz tysiące innych pomysłów na walentynkowy prezent”, pomyślałem, że jestem w cholerę zacofany i do tego niemożebnie wręcz skąpy, bo ja na Walentynki chciałem zrobić kartkę.
Kategoria: Indoktrynacja W ramach wpisów z szuflady „indoktrynacja” wykładam swój pogląd na świat i próbuję do niego przekonać.
Bo bardziej opłaca się kupić nową
Pralkę. Powiedzmy, że chodzi o pralkę. Niech na potrzeby tego tekstu pralka będzie uosobieniem tych wszystkich robotów kuchennych, zmywarek, lodówek, aparatów fotograficznych, laptopów (o laptopach nawet kiedyś pisałem w podobnym kontekście), telewizorów, odtwarzaczy DVD (też mi padł jakiś czas temu, ale akurat nie pisałem), wiertarek, telefonów komórkowych, kosiarek do trawy czy wreszcie także pralek, które – wysłane do serwisu po upływie okresu gwarancji – wracają zeń z informacją, że naprawa zamknie się kwotą zbliżoną do ceny nowego egzemplarza.
To nie jest tekst o iPhone
Kupujecie nowego iPhone’a. Płacicie za niego 2 500 zł. Koszt podzespołów do niego wynosi ok. 600 zł. Resztę płacicie za to, że iPhone dojechał do Was z Chin. Za to, że mogliście kupić go sklepie o nowoczesnym wystroju i niepowtarzalnej atmosferze.
Za to, żeby specjaliści od marketingu przekonali Was, że jesteście wyjątkowi.
Koniec końców, za to co w pudełku z iPhone’m jest, płacicie 600 zł. Chińczykom.
Era informacji?
Kiedyś spotkałem się z taką oto refleksją: dzisiejsze czasy nazywa się często erą informacji, ale znamienne jest, że nie nazywa się ich erą wiedzy. Rzeczywiście, znamienne. Ale tak sobie myślę, że nawet nazwa „era informacji” to wytwór optymistycznego idealizmu graniczącego z naiwnością.
Ja na swoje własne potrzeby używam nieco innego terminu: era dezinformacji. Może wytłumaczę dlaczego.
W ramach wpisów z szuflady „indoktrynacja” wykładam swój pogląd na świat i próbuję do niego przekonać.
Bo bardziej opłaca się kupić nową
Pralkę. Powiedzmy, że chodzi o pralkę. Niech na potrzeby tego tekstu pralka będzie uosobieniem tych wszystkich robotów kuchennych, zmywarek, lodówek, aparatów fotograficznych, laptopów (o laptopach nawet kiedyś pisałem w podobnym kontekście), telewizorów, odtwarzaczy DVD (też mi padł jakiś czas temu, ale akurat nie pisałem), wiertarek, telefonów komórkowych, kosiarek do trawy czy wreszcie także pralek, które – wysłane do serwisu po upływie okresu gwarancji – wracają zeń z informacją, że naprawa zamknie się kwotą zbliżoną do ceny nowego egzemplarza.
To nie jest tekst o iPhone
Kupujecie nowego iPhone’a. Płacicie za niego 2 500 zł. Koszt podzespołów do niego wynosi ok. 600 zł. Resztę płacicie za to, że iPhone dojechał do Was z Chin. Za to, że mogliście kupić go sklepie o nowoczesnym wystroju i niepowtarzalnej atmosferze.
Za to, żeby specjaliści od marketingu przekonali Was, że jesteście wyjątkowi.
Koniec końców, za to co w pudełku z iPhone’m jest, płacicie 600 zł. Chińczykom.
Era informacji?
Kiedyś spotkałem się z taką oto refleksją: dzisiejsze czasy nazywa się często erą informacji, ale znamienne jest, że nie nazywa się ich erą wiedzy. Rzeczywiście, znamienne. Ale tak sobie myślę, że nawet nazwa „era informacji” to wytwór optymistycznego idealizmu graniczącego z naiwnością.
Ja na swoje własne potrzeby używam nieco innego terminu: era dezinformacji. Może wytłumaczę dlaczego.