Dzisiejszy tekst jest adresowany do – jeśli dobrze szacuję – mniej więcej dwóch osób, z których jedna w dodatku z dużym prawdopodobieństwem jest obecnie na wakacjach.
Nie ma co, wybrałem sobie naprawdę efektywną formę komunikacji.
Dzisiejszy tekst jest adresowany do – jeśli dobrze szacuję – mniej więcej dwóch osób, z których jedna w dodatku z dużym prawdopodobieństwem jest obecnie na wakacjach.
Nie ma co, wybrałem sobie naprawdę efektywną formę komunikacji.
To nie jest zwykła mgiełka. To…
Ja może wyjaśnię niemetroseksualnym facetom, którzy nie mieli jeszcze okazji zetknąć się z koncepcją mgiełki, że mgiełka to nie mała mgła. Mgiełka to woda w aerozolu, którą można sobie na przykład prysnąć w twarz, kiedy zrobi się naprawdę gorąco.
Drogi Plusie,
uprzejmie informuję, że jeszcze trochę popracujecie nad swoją ofertą i jej realizacją, a wezmę przykład z Podróżnickich i zacznę się z Wami kontaktować za pośrednictwem kartonów.
Jeśli wydaje Wam się, że praca dla producenta papieru toaletowego to najnudniejsza, żeby nie powiedzieć – najbardziej do dupy robota, do jakiej może trafić kipiący pozytywną energią i kreatywnością absolwent kierunku marketing i zarządzanie, to powinniście solidnie zrewidować swoje poglądy.
Papier toaletowy bowiem dostarcza, że tak ucieknę się do kalki językowej (chociaż kalek językowych nie lubię). Działom marketingu dostarcza niebanalnych wyzwań, a dzięki ich pracy – konsumentom (?) dostarcza adrenaliny, platonicznej oraz perwersyjnej miłości, pozwala liznąć (?!) subtelnej alegorii zarezerwowanej wcześniej tylko dla wyrafinowanej poezji czy wreszcie zapewnia uczucie spełnienia, którego doświadczamy wiedząc, że podcierając sobie tyłek, chronimy lody Arktyki przed topnieniem.
Naprawdę!