Chłopaki z samochodowej stajni Hyundai mają projektantów, których talent przekracza granice geniuszu. Nieszczęściem geniuszy jest jednak to, że bywają niezrozumiani za życia. Chłopaki z Hyundaia najwyraźniej zdają sobie z tego sprawę. Czytaj dalej
Miał być reklamowy serial, ale będzie trylogia
Branża finansowa otrząsnęła się już najwyraźniej z resztek kryzysu. Nawet nie stara się już ukrywać, że tak naprawdę klient jest dobry tak długo, jak długo można go doić. Czytaj dalej
Mój przyjaciel abort
Dzisiaj instrukcja: co zrobić, kiedy Twoje 4-letnie dziecko zobaczy na mieście ociekającą krwią nienarodzonych produkcję nadgorliwych przeciwników aborcji? Czytaj dalej
Rozpaczliwy słownik marketingowy rośnie o 100%
Dzisiaj serwuję kolejną definicję w rozpaczliwym słowniku marketingowym. Podobnie jak ostatnio, chodzi o zamorski termin: product placement. Jak zobaczycie w definicji tego terminu, product placement jest konceptem ekonomicznie beznadziejnie rozpaczliwym (albo rozpaczliwie beznadziejnym). Jest też jednak konceptem złowrogim. Jest konceptem, który godzi w wolność artysty i bezkompromisowość sztuki.
Product placement jest bowiem odpowiedzialny za jedną z najbardziej haniebnych kart w historii marketingu: moment, gdy James Bond zaczął jeździć BMW.
Na marginesie mówiąc, James Bond w BMW to także jeden z najbardziej jaskrawych przypadków zaprzepaszczonych okazji. Przecież przy takiej przesiadce Bond powinien był zrzucić garnitur i wskoczyć w gustowny, trójpaskowy dresik od Adidasa!
Dobra, do rzeczy:
Product placement (przeczytaj definicję) »