Weganizm! Wegetarianizm! Fit! Bez laktozy! Bez glutenu! – przekrzykują się nawzajem Daria Ładocha i Karol Okrasa w jednej z ostatnich reklam Lidla. Łatwo się w tym wszystkim pogubić – dodaje na okrasę Okrasa i ustępuje miejsca lektorowi, który informuje, że za jedyne 300 zł wydane w Lidlu, można dostać książkę, która pogubionym pozwoli się odnaleźć.
Tag: handel
Teoria spiskowa nr 9
334 ceny. 1 125 cyfr. I jeden wredny bloger.
W dzisiejszym wpisie przyjrzymy się bliżej głębokiemu uczuciu, jakim marketingowcy obdarzają cyferkę dziewięć. Na początku będzie wesoło: poznamy kilka rozrywkowych statystyk, a do tego urządzimy sobie mały ranking, wytykając palcami sklepy, które dziewiątki nadużywają na taką skalę, że można już właściwie mówić o niewolniczej pracy tej nieszczęsnej cyfry. (Poznamy także sklep, który tego nie robi, tylko po to, żeby szybko rozczarować się i zauważyć, że jednak robi.)
Potem jednak przyjrzymy się bliżej sympatiom i antypatiom do pozostałych cyferek i ze świata beztroskiego rechotu wejdziemy w mrok. A wtedy do śmiechu będzie jakby mniej, bo nagle okaże się, że to, co mieliśmy za cenę atrakcyjną, może nią wcale nie być – a wręcz przeciwnie.
Uwaga, konkurs!
Wiedziony sezonową koniecznością, w weekend odwiedziłem z żoną i pociechą kilka sklepów, żeby kupić buty dla tej ostatniej. Zaczęliśmy od prawie lanserskich marek (przynajmniej jak na moje standardy), a skończyliśmy… Sami zobaczcie.
Kłapouchy, ty świnio!
Jakiś czas temu robiłem pizzę. Własnoręcznie. No, może prawie własnoręcznie. Najbardziej upierdliwą część roboty wspaniałomyślnie zostawiłem dziecku.
Dokonany w ostatniej chwili przegląd zawartości lodówki zasygnalizował pewne problemy z aprowizacją, postanowiłem więc pozostawić kuchnię na pastwę kilograma mąki i wyrabiającej ciasto pociechy. Sam zaś wybrałem się do Tesco, aby kupić brakujące składniki – między innymi salami.
Wędliny w Tesco kupuję w ciemno, bo ślepo wierzę w slogan, jaki zobaczyłem na hali marketu:
Teoria spiskowa nr 9
334 ceny. 1 125 cyfr. I jeden wredny bloger.
W dzisiejszym wpisie przyjrzymy się bliżej głębokiemu uczuciu, jakim marketingowcy obdarzają cyferkę dziewięć. Na początku będzie wesoło: poznamy kilka rozrywkowych statystyk, a do tego urządzimy sobie mały ranking, wytykając palcami sklepy, które dziewiątki nadużywają na taką skalę, że można już właściwie mówić o niewolniczej pracy tej nieszczęsnej cyfry. (Poznamy także sklep, który tego nie robi, tylko po to, żeby szybko rozczarować się i zauważyć, że jednak robi.)
Potem jednak przyjrzymy się bliżej sympatiom i antypatiom do pozostałych cyferek i ze świata beztroskiego rechotu wejdziemy w mrok. A wtedy do śmiechu będzie jakby mniej, bo nagle okaże się, że to, co mieliśmy za cenę atrakcyjną, może nią wcale nie być – a wręcz przeciwnie.
Uwaga, konkurs!
Wiedziony sezonową koniecznością, w weekend odwiedziłem z żoną i pociechą kilka sklepów, żeby kupić buty dla tej ostatniej. Zaczęliśmy od prawie lanserskich marek (przynajmniej jak na moje standardy), a skończyliśmy… Sami zobaczcie.
Kłapouchy, ty świnio!
Jakiś czas temu robiłem pizzę. Własnoręcznie. No, może prawie własnoręcznie. Najbardziej upierdliwą część roboty wspaniałomyślnie zostawiłem dziecku.
Dokonany w ostatniej chwili przegląd zawartości lodówki zasygnalizował pewne problemy z aprowizacją, postanowiłem więc pozostawić kuchnię na pastwę kilograma mąki i wyrabiającej ciasto pociechy. Sam zaś wybrałem się do Tesco, aby kupić brakujące składniki – między innymi salami.
Wędliny w Tesco kupuję w ciemno, bo ślepo wierzę w slogan, jaki zobaczyłem na hali marketu: