Dzisiaj serwuję kolejną definicję w rozpaczliwym słowniku marketingowym. Podobnie jak ostatnio, chodzi o zamorski termin: product placement. Jak zobaczycie w definicji tego terminu, product placement jest konceptem ekonomicznie beznadziejnie rozpaczliwym (albo rozpaczliwie beznadziejnym). Jest też jednak konceptem złowrogim. Jest konceptem, który godzi w wolność artysty i bezkompromisowość sztuki.
Product placement jest bowiem odpowiedzialny za jedną z najbardziej haniebnych kart w historii marketingu: moment, gdy James Bond zaczął jeździć BMW.
Na marginesie mówiąc, James Bond w BMW to także jeden z najbardziej jaskrawych przypadków zaprzepaszczonych okazji. Przecież przy takiej przesiadce Bond powinien był zrzucić garnitur i wskoczyć w gustowny, trójpaskowy dresik od Adidasa!
Dobra, do rzeczy: